Majgull Axelsson specjalizuje się w ciekawych postaciach kobiet. Jak mało kto potrafi pokazać życie wewnętrzne swoich bohaterek. To, co ją szczególnie interesuje, to dziedzictwo, przekazywanie sobie w rodzinie ciemnego wzoru losu. O tym opowiadała w „Domu Augusty” i teraz powraca do tego tematu w „Pępowinie” – jednej z najlepszych swoich powieści, bardzo dojmującej, ale też wspaniale skonstruowanej. W rodzinie Minny tym dziedzictwem nieświadomie przekazywanym jest słowo „dziwka”, którym była naznaczona jej babka, jej matka i jej córka. Ona sama tak bardzo go się bała, że zmistyfikowała swoją przeszłość, okłamała własną córkę, dając jej zdjęcie aktora Deana Martina jako zdjęcie nieznanego ojca.
Axelsson w tej powieści portretuje rodziców i dzieci, pokazuje wzór powielania braku miłości i straszliwą samotność, na jaką nieświadomie skazują rodzicie swoje dzieci. A wreszcie stawia pytanie, czy można uciec od swojego dziedzictwa? Czy postępując odwrotnie niż rodzice, którzy nie akceptowali, nie kochali – można wyrwać się z kręgu? Okazuje się, że wystrzegając się znanych błędów, popełniamy inne, nawet zalewając miłością „nie czynię dobra, którego chcę, ale czynię zło, którego nie chcę”.
Axelsson dotyka spraw najboleśniejszych: pisze o śmierci, o tym, że dzieci obarczane ciężarem ponad miarę nie chcą żyć. W wielu książkach Axelsson czytelnik musi zejść do piekła odrzucenia, samotności i cierpienia. Tym razem jest podobnie. Axelsson bada bowiem to, co wyparte, niechciane. Nie ma tutaj żadnych łatwych rozwiązań, właściwie jedyną drogą jest świadomość uwikłania, ujawnienie prawdy.