Priorytety polecone
Recenzja książki: Ewa Lipska, "Miłość, droga pani Schubert..."
Są listy egzaltowane, pełne skreśleń i kleksów, oraz listy „na czysto”, zwięzłe, gęste, szanujące atrament i inteligencję adresata. Ewa Lipska już po raz drugi występuje w roli kuriera, przekazując pani Schubert bileciki od anonimowego kochanka (zdaje się, że pomaga mu je pisać) i przy okazji – cóż za nielojalność – pokazując je nam. Liryzm tych tekstów jest powściągliwy, stoicki, myślący. Zamiast tkliwych westchnień – migawki ze współczesności: Wielki Zderzacz Hadronów, aukcja na Allegro, sucha karma dla psa. Dzięki chłodnemu opisowi szalony, stechnicyzowany XXI w. wytraca nagle tempo i okazuje się jedną z wielu scenografii, w których człowiek od tysiącleci rozgrywa swoje małe i wielkie dramaty.
Częścią tej scenografii jest język, traktowany przez Lipską – po nowofalowemu – z dużą nieufnością: nie tyle jako narzędzie poznania, co „nakładka” na rzeczywistość.
Dramatyzm tematów, wyczuwalny już w tytułach: „Ciemność”, „Wirus”, „Tryb awaryjny”, „Teorie spiskowe”, „Wybuch”, udaje się poetce zneutralizować poprzez, dokonujące się w rozbłysku metafory, dystans wobec wszystkiego, na co nie mamy wpływu, także – wobec prawd ostatecznych, poprzez empatię, wyjście z siebie, przekroczenie antropocentryzmu. I wyobraźnię rodem z „Alicji w Krainie Czarów” czy nowelistyki Poego.
Lipska to mistrzyni metafory „do-rzecznej”, sprowadzającej pojęcia ogólne do przedmiotów – jak w brawurowej „Tęsknocie”, która jest „sklepem z artykułami metalowymi” z wiszącym na ścianie „certyfikatem dłużących się godzin”, „długą nierdzewną nocą, zestawem do montażu”.