Jakub wraca do miasta i ma wrażenie, że po ulicach idzie za nim korowód postaci. To umarli, przeszłość tego miasta. Ono jest też jednym z bohaterów. Warszawa, o której pisała Beata Chomątowska w „Stacji Muranów”, jest podwójna: obok tego, co widzimy, w paradoksalny sposób istnieje to, co znikło razem z gettem. Istnienie tej niewidzialnej części dręczyło wielu pisarzy, Piotr Paziński dopisuje do tego nurtu bardzo piękny rozdział. „Ptasie ulice” (Wronia, Gęsia) odsyłają nie tylko do konkretnych miejsc, ale przede wszystkim do Schulza. W mieście istnieją szczeliny, przez które bohater przedostaje się do ukrytej żydowskiej Warszawy. Jakub schodzi tam w poszukiwaniu niejakiego Feldwurma, który przed wojną pisał gigantyczną powieść o mieście i zakopał ją w piwnicy. Jego legendarne dzieło z czasem ponoć zamieniło się w spis nazwisk znikających ludzi – zabazgraną książkę telefoniczną.
To nie tylko figura literacka – cała książka Pazińskiego jest też opowieścią o literaturze i o dziedzictwie. Pierwsze opowiadanie „Kondukt” może być czytane jako dojście do kresu pewnego języka, archaicznego, nasyconego biblijnymi obrazami – dalej język się całkowicie zmienia, dopasowuje się do materii opowieści. Książka układa się też w opowieść o próbie odrzucenia dziedzictwa i o przyjęciu go. Wszystko tu się łączy i przenika: cmentarz, mieszkanie, miasto, antykwariat, ale najpiękniejszym motywem, spajającym całą tę misternie skonstruowaną opowieść, są owe luki, w których zatrzymuje się czas, spotyka przeszłość i przyszłość, istnienie i nieistnienie. Druga książka Pazińskiego jest jeszcze bogatsza niż „Pensjonat”, nie tylko o szczelinach miasta można dyskutować godzinami. A to dziś rzadkość.
Piotr Paziński, Ptasie ulice, Nisza, Warszawa 2013, s. 192
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.