Komisarz Maciejewski na wojnie
Recenzja książki: Marcin Wroński, „A na imię jej będzie Aniela”
Marcin Wroński umieścił akcję powieści „A na imię jej będzie Aniela” nie w ulubionych przez siebie latach 20. i 30. ubiegłego wieku, ale w czasie drugiej wojny, choć kryminalna intryga zawiązuje się jeszcze w 1938 r. Policjanci odkrywają ciało młodej blondynki, zgwałconej i uduszonej. Wszystkie poszlaki wskazują, że w Lublinie pojawił się zwyrodnialec, który dalej będzie mordował. I tak się dzieje. Wybucha wojna, Maciejewski zostaje szantażem zmuszony do wstąpienia do niemieckiej policji, ale jednocześnie wciągnięty do współpracy z państwem podziemnym, staje się zdrajcą i bohaterem w jednym. Jednak z obsesyjnym uporem powraca do sprawy mordercy kobiet. Seryjnych morderców opętanych seksualną manią były już w prozie kryminalnej legiony. U nas w tworzeniu tego rodzaju postaci wyspecjalizował się Marek Krajewski, do którego Wroński mruga okiem, wspominając w powieści o komisarzu Popielskim.
W „A na imię...” zdecydowanie lepiej wypadli bohaterowie drugiego planu, niejednoznaczni, wewnętrznie porozdzierani, pokomplikowani niczym ponure czasy, w których przyszło im żyć i dokonywać wyborów. Co ciekawe, Wroński, pisząc o wojennym Lublinie i jego mieszkańcach, nie unikał tematów kontrowersyjnych. Opisał mordowanych w getcie Żydów, ale jednocześnie wprowadził do powieści postać Szamy Grajera, który w tymże getcie prowadził knajpę i był w dobrej komitywie z esesmanami. Wroński wspomniał swego czasu, iż w swoich kryminałach stara się „przekazać w tle fabuły ulotny oddech historii”. W tej książce udało się to pisarzowi wybornie.
Marcin Wroński, A na imię jej będzie Aniela, POLITYKA Sp. z o.o. i W.A.B., Warszawa 2013, s. 435
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.