Konfitura z gorzkich pomarańczy
Recenzja książki: Dionisios Sturis, "Grecja. Gorzkie pomarańcze"
Takiej Grecji nikt nam jeszcze nie pokazał. Dionisios Sturis, „fifty-fifty, jeśli chodzi o skład krwi”, urodzony w Grecji, wychowany w Polsce, poznaje kraj ojca, uczy się jego historii, wysłuchuje relacji członków rodziny, którzy wyemigrowali do Polski w latach 40. Chce też zrozumieć, co dzieje się z Grecją i Grekami obecnie. Kraj jest źle rządzony, mówią dziś zmęczeni kryzysem Grecy. Kryzys nie daje żyć, to przez niego ponad stukrotnie wzrosła liczba samobójstw. Ale czy rzeczywiście „przyszłość Unii Europejskiej leży w rękach bandy leni jeżdżących na osłach” – jak sądzą niektórzy krytycy? Czy może Grecja jest „lustrem, w którym odbija się większość europejskich strachów i koszmarów”? Także tych mających początek w mniej lub bardziej odległej historii.
Sturis przypomina wymianę ludności po wojnie grecko-tureckiej w latach 20. XX w., kiedy to mała i słaba Grecja przyjmuje ponad milion wysiedleńców z Turcji. Koszt dachu nad głową i pracy dla nich na długie lata pogrąża gospodarkę. Dziś z tego samego kierunku ciągną do Grecji dziesiątki tysięcy uchodźców różnej narodowości. Przeprawiają się nielegalnie, nierzadko tracąc życie w nurtach granicznej rzeki. Lata 40., wojna domowa po wojnie światowej. Część pokonanych ucieka do „demoludów”. Żyli także wśród nas. Sturis przywołuje wspomnienia krewnych z obu wojen, a potem z czasów, kiedy znaleźli się w Polsce. By powrócić do ojczyzny 30 lat później. Jak wspominają Polskę, jak na nowo odnajdywali się w Grecji?
Autor cytuje też opinie znanych Greków.