Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki: „Miedza”

materiały prasowe
Niech bę­dzie po­chwa­lo­ny, na wie­ki wie­ków. Przed słoń­cem wy­sy­pa­ły się czar­ne pla­my chmur i na zie­mię zstą­pił chłód. Ale Bio­ły cią­gle błysz­czał na ścież­ce słoń­ca, jak sól.

Bioły

Won. Cze­goś tu chcioł? Kto cię tu pro­sił? I na co? Co ro­bisz o czwar­tej nad ra­nem we wsi, któ­rą oto­czy­ła śmierć? Idź stąd. Ich oszu­kasz, mnie nie. Je­steś taki jak oni. Nie do­trzy­mu­ją obiet­nic da­nych sa­mym so­bie. Bro­nisz się, ale już sam nie wiesz przed czym. Ja wiem, ale ci nie po­wiem, bo nie mam siły. Bo cię nie znam. Miesz­ka we mnie nie­uf­ność, dzię­ki któ­rej prze­trwam. Z nie­zna­jo­my­mi nie roz­ma­wiam, więc wyjdź z mo­jej wsi. Pó­kim grzecz­ny. Po­wie­dzia­łem ci – won.

Po­wta­rzam ci, nie bądź jak oni. Je­stem zmę­czo­ny i sie­dzę na swo­jej ław­ce, któ­ra jest w tej wsi ostat­nia. Zmę­czy­łem się, tak, tro­chę wy­pi­łem, bo była za­ba­wa. Pie­czon­ki, ma­jów­ka. Gów­no, nie za­ba­wa. Paru drę­twych lu­dzi, no­wo­mo­wa z unii, na sce­nie or­ga­ni­sta za parę stów i rzad­kie sto­ły. Nic ni­ko­mu nie wy­pa­da i cią­gle leje. Jak ktoś do­sta­nie w mor­dę, dzwo­nią po po­li­cję. Pra­wie nikt nie pije, pa­lić nie wol­no, więc o pół­no­cy wy­cho­dzą. Pod­no­szą się i zni­ka­ją w ciem­no­ści, jak­by go­ni­li prze­zna­cze­nie. Więc zo­sta­ję sam. Do­pi­jam cie­płe piwo i pa­trzę na sput­ni­ki. Tak, gów­no nie za­ba­wa. Kie­dyś były za­ba­wy. Jezu Chry­ste, na za­bi­cie.

Reklama