Z dygresji w dygresję
Recenzja książki: Benjamin Barber, „If Mayors Ruled the World”
Benjamin Barber przez ponad rok zapowiadał i promował swą najnowszą książkę, „If Mayors Ruled the World” (Gdyby burmistrzowie rządzili światem). O jej tezach mówił podczas Europejskiego Forum Nowych Idei rok temu i na niezliczonych innych forach. Niestety, Barber tak zafascynowany jest czytaniem tego co pisze, że zapomina przejść do rzeczy, tonąc cały czas w dygresjach. Gdy pisze o smart city, nie może się powstrzymać, by wymienić wszystkie swoje argumenty przeciwko cywilizacji cyfrowej, przywołując na świadków Morozova, Laniera, Castellsa. W końcu też pojawiają się i miasta oraz salomonowy werdykt: technologie są ani dobre, ani złe – demokracja zależy od zaangażowania, nie od technologii. Niby prawda, tylko kiedy przedstawia ją Barber, zamienia się w banał.
Podobnie z innymi rozdziałami, w których mieszają się fajne intuicje z lawiną mało użytecznych agresji. Bo główne przesłanie książki jest proste, pisałem już o nim kiedyś odwołując się do eseju Barbera w „Foreign Policy”. Miasta trwają, państwa upadają. Miasta są wolne od działania w kategoriach racji stanu, dlatego mogą sobie pozwolić na tworzenie sieci współpracy, na jakie nie mogą sobie pozwolić rywalizujące ze sobą państwa. Z tego względu państwa nie mogą dojść do porozumień rozwiązujących globalne wyzwania, jak zmiany klimatyczne; miasta, nie czekając na decyzje państw, same tworzą sieci działania.
Państwo narodowe, wynalazek XVII wieku traci swą funkcjonalność, nie upadnie, jednak załamuje się jego skuteczność wobec większości ważnych spraw dotyczących współczesnego społeczeństwa. Jest z jednej strony za małe, by mierzyć się z wyzwaniami globalnymi. Z drugiej strony jest zbyt duże, by pochylić się nad potrzebami indywidualizujących się, coraz bardziej różnorodnych społeczności.