Ulotne mgnienia codzienności
Recenzja książki: Michaił Szyszkin, "Nie dochodzą tylko listy nienapisane"
Miłość, śmierć, wojna. Czy można stworzyć oryginalną historię, w której znajdują się te trzy tematy? Michaił Szyszkin w powieści „Nie dochodzą tylko listy nienapisane” pokazuje, że jak najbardziej. Rosyjskiemu postmoderniście wystarczył do tego prosty chwyt: powrót do oświeceniowego sentymentalizmu i odświeżenie, popularnego szczególnie w epoce Woltera i Diderota, gatunku powieści epistolarnej. Szyszkin powtarza tutaj w dużej mierze historię Abelarda i Heloizy. Prawdziwa miłość między Saszeńką i Wołodią rozkwita bowiem w listach, gdy kochanków rozdzieli wojna, a dokładniej chińskie powstanie bokserów. Dopiero groza teraźniejszości wyzwoli w Wołodii pragnienie życia i pozwoli mu zrozumieć, czym jest szczęście. Dopiero ona pozwoli pogodzić się Saszeńce z najbliższymi. Szyszkin, podobnie jak we „Włosie Wenery”, pokazuje oblicze literackiego erudyty. Ale nie w tym tkwi siła tej prozy. Leży ona przede wszystkim w refleksyjnych dygresjach i języku, często urodziwym (śnieg potrafi tu być „zwinny, lekkonogi, nieokiełznany”). A także w wyczuleniu na chwilę, bo w dużej mierze „Nie dochodzą listy tylko nienapisane” są właśnie zapisami ulotnych mgnień codzienności.
Michaił Szyszkin, Nie dochodzą tylko listy nienapisane, przeł. Magdalena Hornung, Noir sur Blanc, Warszawa 2013, s. 280
Ksiązka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.