„Moim zdaniem, seks to jedna z najpiękniejszych, najbardziej naturalnych, najzdrowszych rzeczy, jakie można kupić za pieniądze” – uważał pisarz Tom Clancy. Ale to inni poświęcili problemowi książki. Badanie tego związku seksu i pieniędzy coraz więcej osób traktuje bardzo poważnie. Na najprostszym, rynkowym poziomie autorzy dostępnej i u nas „Superfreakonomii”, książki, która statystykę ekonomiczną przykładała do różnych, nierzadko bardzo zaskakujących dziedzin życia. Skorzystali oni z badań etnografa Sudhira Venkatesha dotyczących prostytutek i zauważyli, że ich zajęcie uzależnione jest od sezonowego popytu – jak praca świętych Mikołajów do wynajęcia – i pełne finansowych paradoksów. Jak choćby ten, że klienci, wbrew regułom rynku, skłonni są zapłacić za usługę więcej, jeśli to oni mają podać cenę.
W swoim serwisie Freakonomics.com wyluzowani ekonomiści pociągnęli temat, pytając już nie o seks, tylko o miłość. W ubiegłoroczne walentynki próbowali porównać PKB per capita w poszczególnych krajach z wynikami światowego sondażu Instytutu Gallupa, w którym było pytanie o to, czy respondenci odczuwali miłość poprzedniego dnia. Nie wyszła im z tego żadna mocna prawidłowość, choć niespodziewanie najbardziej rozkochanym krajem okazały się Filipiny, Polska trafiła mniej więcej do środka stawki: okazało się, że lepiej nam się zarabia, niż kocha. W sondażu Gallupa trafiliśmy na 84. miejsce (wśród 136 ankietowanych krajów Polska znalazła się bliżej końca niż początku stawki).
Ale prawdziwie nową branżę ze związków tych dwóch dziedzin uczyniła dr Marina Adshade, autorka wydanej właśnie w Polsce książki „Seks i pieniądze”.