Jest na YouTube niezwykłe nagranie. Na tle czarno-białych zdjęć przedstawiających warszawski plac Zbawiciela za komuny, szary i smutny, leci nagrana a cappella piosenka o tymże placu, śpiewana przez Mirona Białoszewskiego: „Bo ten okrągły plac, to jest korona tac. (...) Ten plac jak w niebie kręci się sam, dokoła siebie, taram tam tam... Plac Zbawiciela jak karuzela, wszystkim udziela dobra i zła... Plac Zbawiciela noc w dzień przemiela i w siebie strzela i dalej pcha...”.
I może właśnie przypadek, wizyta ze znajomym na tym placu, w kawiarni Charlotte, z braku miejsc wewnątrz siedzenie przy stolikach na dworze (tegoroczna wiosna w lutym pozwala na takie fanaberie), sprawiły, że wpadłem na ten prosty pomysł: przecież Białoszewski był pierwszym polskim hipsterem! I to hipsterem totalnym, hipsterem najgłębszym. Nie chodzi tu o żadne powierzchowne bzdurki, bródki, kapelusiki, sweterki, tylko o programowe i konsekwentne sytuowanie się na marginesie kultury masowej i głównego nurtu, na tej białoszewskiej, jakże hipsterskiej osobności, na tym, że poeta, jak plac Zbawiciela, wszystko robił na odwrót, „noc w dzień przemielał”.
I na tym stwierdzeniu właściwie mógłbym już zakończyć ten felieton, niech sobie teraz ktoś pisze magisterkę o Białoszewskim jako pierwszym hipsterze, ale jestem dziwnie spokojny, że POLITYKA za tak krótki, choć jakże rzeczowy, tekst by mi nie zapłaciła. Bo felieton to taka forma, która może być o czymkolwiek, ale musi mieć odpowiednią liczbę znaków. Więc rozwijam.
Według Wikipedii hipsterzy odznaczają się takimi cechami: „Hipster to przedstawiciel współczesnej subkultury, funkcjonującej zarówno wśród nastolatków, jak i ludzi po 20 i 30 roku życia i starszych”.