Nasz pogląd na historię pojmowaną jako genealogia słów tłumaczy chyba, czemu zdecydowaliśmy się napisać niniejszy esej we dwoje, jako zespół złożony z ojca i córki, oraz, co równie ważne, z pisarza i profesor historii. „Przeszłość to obca kraina” – napisał L. P. Hartley. David Lowenthal posłużył się tym cytatem, by sformułować ogólny pogląd na temat historii. To prawda. Duża część żydowskiej przeszłości, może w ogóle duża część ludzkiej przeszłości, to dla nas obca i problematyczna kraina.
Wybierzmy, niemal na chybił trafił, cztery osoby: prorokinię Deborę, króla Rechabeama, rabiego Akiwę i rabina Abrahama Icchaka Kooka. Wyznaczają oni żydowską oś czasu: prawdopodobnie XII wiek i potem X wiek przed erą chrześcijańską, następnie I i II wiek ery chrześcijańskiej, wreszcie XIX i XX stulecie. Świat żadnej z tych postaci nie jest nam bliski – ani w sferze materialnej, ani moralnej. Ich życie jest nam obce, podobnie ich zachowania, poglądy, decyzje. Niektóre wydają się nam dziwne, wręcz zdumiewające, inne – całkiem wstrętne. Można podejrzewać, że oni sami, gdyby spotkać ich w jednym ahistorycznym miejscu, odczuwaliby wobec siebie nawzajem to samo. Dramatycznie różniliby się strojem, mową, sposobem bycia. Nawet nie używaliby tego samego języka.
Poza tym tylko, że każde z nich znałoby nieco hebrajski. Rozumieliby nawzajem swoje imiona, wywodzące się z Biblii albo zawierające znane rdzenie. Z Deborą, najstarszą z całej czwórki, trzej mężczyźni rozmawialiby w jej archaicznym hebrajskim. Mogliby to zrobić! Co więcej, mieliby wspólne tematy: Jakub i dwanaście plemion, Mojżesz i góra Synaj, Kraj Izraela i jego geografia. Przypuszczalnie inaczej wymawialiby poszczególne słowa, ale różnice te nie uniemożliwiałyby porozumienia.