Dyplomata i pozytywista
Recenzja książki: Jerzy M. Nowak, „Dyplomata. Na salonach i w politycznej kuchni”
Ambasador Jerzy M. Nowak, dyplomata w obu epokach minionego półwiecza, oglądał „dzianie się” historii ze szczególnej perspektywy. Kresowiak, który po wojnie dorastał na Śląsku, do dyplomacji trafił trochę z przypadku – szczęśliwego. Jak mało kto zna kulisy MSZ i polityki zagranicznej w obu epokach. Był na służbie w Afryce, Ameryce Łacińskiej, USA, kilku krajach Europy, a na samym końcu pełnił funkcję ambasadora przy NATO. Jego wspomnienia to skarbnica anegdot o ludziach i czasach (kogo tu nie ma?). Z setek spraw, które pojawiają się w tej opowieści o siedmiu dekadach życia bohatera i dziejach Polski, dwie wydają mi się szczególnie cenne. Pierwsza to „oddemonizowanie” PRL, przy całym krytycznym stosunku Nowaka do ciemnych stron epoki. „Oddemonizowania” Nowak dokonuje nie poprzez tzw. Wielką Narrację historyka, lecz poprzez setki codziennych sytuacji opowiedzianych często z reporterską dbałością o szczegół (wpływ najbliższego przyjaciela Ryszarda Kapuścińskiego?). Bez moralizowania i bez nostalgii Nowak ukazuje, że – mimo wszystkich „ale” – PRL było państwem polskim, w którym żyli ludzie, nie kosmici czy abstrakcyjne figury: opresorzy i bojownicy. Druga, jeszcze ważniejsza kwestia to wielowątkowy portret pokolenia i środowisk, które chętnie bym nazwał „peerelowskimi pozytywistami”. Większość ludzi, którzy niezależnie od tego, jak bardzo narzekali na władzę w domu przed telewizorem, próbowało robić w tamtych czasach pożyteczne rzeczy; żyć przyzwoicie, przejść przez trudne czasy w miarę suchą stopą. I udawało się – Nowak jest przykładem. Ta książka opowiada o nich. Oddaje* albo przywraca* (*niepotrzebne skreślić) ich życiu i działaniom w PRL sprawiedliwość i sens.
Jerzy M. Nowak, Dyplomata. Na salonach i w politycznej kuchni, Bellona, Warszawa 2014, s. 300