Proces uczenia się, który zachodzi ex post, to – i stąd zasadność tekstu Klugego, opracowanego trzydzieści lat po zdarzeniu – jedyna szansa, by kołaczące w ludziach życzeniowe wyobrażenia przestawić na antycypację przyszłości, która nie byłaby już obarczona lękiem, wynikłym ze stłumionych doświadczeń. Tego rodzaju intuicja nawiedza nauczycielkę Gerdę Baethe, występującą w tekście Klugego. Tyle że dla realizacji tej „oddolnej strategii”, o której myśli Gerda, „od 1918 r. w każdym z uczestniczących w wojnie krajów siedemdziesiąt tysięcy podobnie do niej zdeterminowanych nauczycieli musiałoby przez dwadzieścia lat ciężko pracować”. Otwierająca się tu perspektywa ewentualnie innego przebiegu historii, na przekór ironicznemu zabarwieniu, ma wymowę poważnie traktowanego apelu o budowanie przyszłości wbrew rachunkom prawdopodobieństwa. To, co znajdujemy u Klugego, szczegółowy opis społecznej organizacji nieszczęścia, zaprogramowanej przez wciąż się powtarzające i potęgujące błędy historii, zawiera niesformułowaną wprost nadzieję, że właściwe zrozumienie stale inscenizowanych przez nas katastrof jest pierwszym warunkiem społecznej organizacji szczęścia. Z drugiej strony trudno zaprzeczyć, że planowe budowanie nieszczęścia, co Kluge wywodzi historycznie z rozwoju przemysłowych stosunków produkcji, raczej nie usprawiedliwia abstrakcyjnej zasady nadziei. Opracowanie strategii wojny powietrznej z całą jej niesłychaną złożonością, profesjonalizacja, która załogi bombowców zmieniała w „wyszkolonych funkcjonariuszy wojny powietrznej”, konieczność wyeliminowania – w miarę możności – indywidualnej percepcji, aby funkcjonariusze ci nie zważali, powiedzmy, na „dobry stan pól w dole”, a „rzędy domów, skwery, regularny układ dzielnic miasta” nie myliły im się z „wrażeniami z własnych stron ojczystych”, pokonanie psychologicznego problemu, jak mimo całkiem abstrakcyjnego charakteru czynności podtrzymać zainteresowanie załóg realizacją zadania, kwestia, jak zapewnić prawidłowy przebieg cyklu operacji, w którym nad miasto nadlatuje „200 zakładów przemysłowych średniej wielkości”, jakiej techniki użyć, by zrzucane bomby powodowały rozległe pożary i burze ogniowe – wszystkie te aspekty, które Kluge przedstawia z punktu widzenia organizatorów, unaoczniają, że plany zniszczenia, mobilizujące takie quantum pomysłowości, kapitału i siły roboczej, ostatecznie pod naciskiem zakumulowanego potencjału musiały się zrealizować.
Jeśli wygląda na to, że ludzka zdolność przetwarzania doświadczeń, określona przez czynniki społeczne i naturalno-historyczne, wyklucza możliwość, by gatunek uniknął wywołanej przez siebie katastrofy inaczej niż czystym przypadkiem, nie oznacza to bynajmniej, że daremna jest też retrospektywna rewizja warunków zniszczenia.
Reklama