Mimo dwóch bardzo ciekawych powieści „39,9” i „Żony Adama” Monika Rakusa pozostaje w cieniu. Dobrze by było, gdyby to zmienił nowy zbiór opowiadań, tyle że jest niejednorodny, są tu opowiadania świetne i nieco słabsze. Rakusa potrafi wnikliwie portretować kobiety wkraczające w wiek średni. Osią nowej książki jest poczucie nieistnienia, które dręczy na różne sposoby jej bohaterki. Zbiór otwiera opowiadanie o córce, która po śmierci matki próbuje ją zrozumieć, odnaleźć ślady. Ma poczucie, że matka od pewnego czasu znikała, była nieobecna w życiu swojej rodziny. Nie jest to jednak historia o kobiecie, która stała się cieniem męża. Jak się okazuje, jej życie kryło tajemnicę. To opowiadanie czyta się jak pierwszy rozdział powieści o matkach i córkach – o tym, jak trudno wyjść z cienia. Ten cień bywa też cieniem drugiej kobiety, tęsknotą za „siostrzaną duszą”. U źródeł tych tęsknot bohaterek Rakusy tkwi przeszłość, Zagłada, lęki drugiego pokolenia, nieustająca podświadoma potrzeba uprawomocnienia swojego życia, które jest budowane na strachu. Rakusa jest też świetna, kiedy oddaje głos mężczyźnie – w portrecie starego opozycjonisty. Związał się z kobietą, która jak inne bohaterki miała poczucie, że jest jej za mało.
Kobiety Rakusy zmagają się z kompleksem Małej Syrenki Andersena, która poświęciła siebie w ofierze. A wątek nieistnienia przybiera ciekawą formę też w ostatnim opowiadaniu: w przyszłości, w wyniku eksperymentów, istnieją kobiety, które nie umierają, ale są niewidzialne. Bohaterka chce odzyskać i ciało, i śmiertelność. Najsłabiej i najmniej literacko przekonująco wypadają fragmenty publicystyczne, kiedy w autobiograficznym opowiadaniu „Litość” Rakusa stawia wprost diagnozy społeczne. Ten zbiór rozbudza apetyt na coś większego – może na powieść o matkach i córkach?
Monika Rakusa, Cień, W.A.B., Warszawa 2014, s. 220