Ishiguro we mgle
Recenzja książki: Kazuo Ishiguro, „Pogrzebany olbrzym”
Nad Brytanią zawisła mgła. Na świat wyległy ogry, złośliwe diabliki płatają psikusy, a smoczyca Querig spowiła świat niepamięcią. Beatrice i Axl wyruszają w drogę przez starożytny kraj króla Artura, by odzyskać syna i wspomnienia. Nie, tak nie zaczyna się najnowsza powieść Naomi Novik ani J.K. Rowling. To Kazuo Ishiguro wreszcie powrócił z nową powieścią, na którą kazał czytelnikom czekać aż dekadę. Zapewne niewielu spodziewało się, że brytyjski pisarz sięgnie po konwencję fantasy, choć już w „Nie opuszczaj mnie” flirtował z science fiction. Niestety, tym razem efekt nie okazał się równie dobry. Oczywiście nie jest tak, że Ishiguro w tej baśniowej historii nie przemyca ważnych problemów. Pojawiają się tu pytania choćby o to, czy ceną pokoju może być puszczenie w niepamięć zła, jaką wartość ma prawda, czy fundamenty dobra mogą tkwić w wojennej pożodze? Ale to, że „Pogrzebanemu olbrzymowi” można przypisać wymiar metaforyczny (właściwy większości fantastyki), nie sprawia, iż obcujemy z dziełem udanym. Symboliczne treści nie są w stanie przyćmić warsztatowych niedostatków i irytującej maniery, którą trudno traktować jako nawiązanie do konwencji romansu rycerskiego, a która każe nam przedzierać się przez kolejne strony naiwnych, sztucznych dialogów (gdzie podział się ten subtelny stylista?). Szkoda, że powrót autora tak znakomitych powieści, jak „Okruchy dnia” czy „Malarz świata ułudy”, okazał się tak nieudany.
Kazuo Ishiguro, Pogrzebany olbrzym, przeł. Andrzej Szulc, Albatros, Warszawa 2015, s. 448