Jak choćby to: „Pamięć tylko przypomina sprawiedliwość, Baker, bo jest kolejną chybioną ideą, dzięki której ludzie sądzą, że mają rację”. Choć fabuła nagrodzonych Bookerem „Ścieżek Północy” przywodzi nieco na myśl „Most na rzece Kwai”, nie jest to trafne skojarzenie. Wprawdzie i u Flanagana rzecz rozgrywa się głównie w Azji Południowo-Wschodniej, a w roli oprawców występują Japończycy, ale wnikliwie opisywane przez australijskiego pisarza wydarzenia są daleko bardziej drastyczne i kojarzą się z bestialstwem łagrów i lagrów. Pochodzący ze zwykłej australijskiej rodziny chirurg Dorrigo Evans, któremu udaje się opuścić Tasmanię, uzyskać wykształcenie i zaręczyć z dziewczyną z wyższych sfer, trafia jako jeniec do Syjamu i zostaje wyznaczony ma dowódcę australijskich jeńców wojennych, których Japończycy wykorzystują do budowy Kolei Śmierci łączącej Bangkok z Rangunem. Niewykonalne zadanie pochłania tysiące ofiar, Evans musi zaś znaleźć w sobie człowieka, którym nigdy nie był – wciela się w nienaganny moralnie autorytet, a właściwie jest w tę rolę wtłoczony przez podwładnych. W cywilnym życiu był tylko słabym mężczyzną, łatwo ulegającym pokusom. Flanaganowi udaje się tutaj to, co jest samą treścią literatury – z wielkiej historii tworzy intymną opowieść, oddającą sprawiedliwość ofiarom, unikając patosu, pisze rzecz piękną i zaludnia ją postaciami głęboko ludzkimi.
Richard Flanagan, Ścieżki Północy, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015, s. 460