Cudowne grand mal
Recenzja książki: Klaus Merz, „Jakub śpi. Właściwie powieść”
„Jakub śpi” Klausa Merza – szwajcarskiego autora, którego twórczość nie była do tej pory tłumaczona na język polski – nie jest typową powieścią z gatunku bildungsroman. Ale też dzieciństwo Lukasa Renza (niedokładny anagram nazwiska Merz sugeruje autobiograficzny charakter utworu) nie ma w sobie nic z typowości – miał on bowiem dość specyficzną rodzinę. Jego starszy brat umarł, z winy lekarza, przy porodzie. Młodszy urodził się z wodogłowiem. Ojciec cierpiał na epilepsję, matka nurzała się w melancholii. Sam Lukas w sytuacji zagrożenia przestawał oddychać. A przecież byli jeszcze inni członkowie rodziny: dziadek, babcia, wujek Franz – każdy z jakimś defektem. „Chorowanie miało w naszej rodzinie najwyższą rangę” – wspomina po latach Lukas. Ale, co ważne, wspomina z sympatią. Bo choć rodzina Renzów była na szwajcarskiej prowincji w latach 50. ubiegłego wieku czymś w rodzaju miejscowego freak show, wspólnota cierpienia („Najsłabiej radziliśmy sobie w czasach względnej bezbolesności”) stanowiła dla niech najmocniejsze spoiwo.
W powieści Merza nie ma na szczęście ani apologii męczeństwa, ani elementów makabreski. Nie ma żebrania o litość i patetycznych mów o uszlachetniającej roli cierpienia. Są groza, okrucieństwo, ból – ale wszystko oswojone, codzienne i na swój sposób piękne. W tym nieco nierealnym, cudownym świecie wszystko jest możliwe. Emblematyczna dla całej powieści staje się postać służącej Renzów – jedna połowa jej twarzy, z ziejącym pustką oczodołem, jest całkowicie zdeformowana, druga zaś jest nieziemsko piękna. „Kto szedł po jej prawej stronie, był oszołomiony jej urodą. Kiedy zmieniało się stronę, człowiek stawał zdumiony na widok zniszczenia jej młodej twarzy”. Merz do perfekcji opanował umiejętność „zmieniania strony”, dając literacki popis możliwości oddawania dwoistości świata.
„Jakub śpi” jest jednym z najczulszych portretów rodziny we współczesnej literaturze. Jest w tym pewien paradoks, ponieważ okrutna opowieść Merza dystansuje się od wszelkich prób sentymentalizowania, unika łagodności i humoru. Szwajcarski autor ucieka zresztą od wszelkiego nadmiaru, jest niezwykle oszczędny w słowach. Jego powieść, którą nazywa prowokacyjnie w podtytule „właściwie powieścią”, składa się zaledwie z 22 dwu–trzystronicowych rozdziałów. Bliżej temu utworowi do zbioru wierszy niż powieści nie tylko z powodu niewielkich rozmiarów. Merz, piszący także poezję, w niebywały sposób potrafi skondensować fabułę. Frazy stają się niezwykle gęste, zmetaforyzowane, opisy dążą do skrótu i nieoczywistości. Poetycka lapidarność tej „właściwie powieści” stanowi w istocie o jej sile. Kto bowiem powiedział, że aby opisać rodzinną historię, trzeba od razu zamierzać się do stworzenia epickiej sagi? O wiele więcej da się nieraz wyczytać z poetyckiej miniatury.
Klaus Merz, Jakub śpi. Właściwie powieść, przeł. Ryszard Wojnakowski, Atut, Wrocław 2015, s. 80