Przemek Gulda, doktor i wykładowca prawa na Uniwersytecie Gdańskim, jest kolejnym autorem ze stajni Pawła Dunina-Wąsowicza.
Książka „Siedemnaście sekund” nie jest, co prawda, rewolucją literacką na miarę „Wojny polsko-ruskiej...” Doroty Masłowskiej, ale autor zarówno w dziedzinie formy jak i treści ma sporo do powiedzenia.
Rzecz dzieje się na sopockiej plaży, gdzie z piwem w ręku przesiadują znajome trzydziestolatki, oraz w pełnej wspomnień i dygresji głowie głównego bohatera, który snuje plany napisania książki. Opowieść toczy się sama, tworzą ją przeplatające się piętrowe skojarzenia, lepione z młodzieńczych nadziei, nostalgii za punkowo-ideową młodością oraz z rozczarowania obecnym życiem.
Jednak to rozczarowanie nie jest pełne i „czyste”, bohaterowie są zawodowo ustawieni, a pretensje mają głównie do samych siebie – że licealne ideały gdzieś się zgubiły, a na nowe jakoś nie ma miejsca. Główny bohater z lubością pastwi się nad nową „trendy” socjetą, jednocześnie sam jest stałym bywalcem bankietów i modnych klubów. Marzą mu się miłosne podboje i życie Jamesa Bonda, ale codzienność ma mu do zaoferowania jedynie stołek dziennikarza kultury w lokalnym dodatku ogólnopolskiej gazety.
Ten „osiedlowy Joyce” w swoich strumieniach świadomości nie szczędzi nikogo, łącznie z samym sobą. Stan wojenny jawi mu się jako radosny okres, w którym rodzice częściej chcieli się z nim bawić i dostawał produkty czekoladopodobne. Wiek dorastania podsumowuje jako naiwny bunt przeciwko wszystkiemu, połączony z całkowitym oddaniem wobec punkowych zespołów. A potem, niepostrzeżenie, nastają nowe czasy, stare ideały jakoś tracą na znaczeniu i sprawą wagi największej stają się romanse z przedstawicielkami płci pięknej oraz, bierna raczej, kontestacja modnej rzeczywistości.
Słowem, nieźle się obrywa pokoleniu trzydziestolatków.
Przemek Gulda, Siedemnaście sekund, wyd. Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2005, s. 198