Opowiadać historie Eshkol Nevo umie jak mało kto, co udowadnia właśnie po raz kolejny. Izraelski prozaik zapewne nigdy nie będzie uznawany za pisarza tej rangi co Amos Oz czy Dawid Grosman, ale już obok Etgara Kereta z pewnością można go dziś postawić – także ze względu na zamiłowanie do groteski. Najnowszej książce Nevo bliżej raczej do powieści „Do następnych mistrzostw” niż do monumentalnego „Neulandu”. „Samotnym miłościom” nie przyświecają bowiem wielkie cele, a tylko chęć przybliżenia lekko zwariowanej, melancholijnej opowieści podszytej Gogolem i Jerome’em. Trafiamy do Miasta Cadyków. Burmistrz Abraham Danino ma wybudować w dzielnicy rosyjskich emigrantów-emerytów mykwę ku czci żony amerykańskiego milionera. Liczy przy tym, że hojny Żyd z New Jersey wesprze jego przyszłą kampanię wyborczą. Na drodze stają jednak nieprzewidziane problemy, a wszystko zmierza do – świetnego zresztą – slapstickowego finału. Ale tak naprawdę to nie Danino jest głównym bohaterem „Samotnych miłości” – najważniejsze role w powieści odgrywa dwoje kochanków, którzy spotykają się po latach, by mieć szansę naprawić to, co kiedyś się zepsuło.
Eshkol Nevo jest prozaikiem, którego moglibyśmy Izraelowi zazdrościć. Pisze o tym, co bliskie wszystkim: o miłości, utracie, niespełnieniu. Nie popada w tani sentymentalizm, udaje mu się błysnąć zgrabnym porównaniem czy celnym zdaniem. „Samotne miłości” pokazują, że wie, jak pisać literaturę popularną z górnej półki – taką, po którą może sięgnąć szerokie grono czytelników. I niewielu z nich się zawiedzie.
Eshkol Nevo, Samotne miłości, przeł. Magdalena Sommer, Muza, Warszawa 2016, s. 336