Pompatyczne „Wyznaję” sprawiło, że do twórczości Jaumego Cabré podchodziłem ze sporym dystansem. Ale „Cień eunucha” to miłe zaskoczenie. Wydana oryginalnie przed dwiema dekadami powieść Katalończyka niewątpliwie aspiruje do miana sztuki wysokiej – wiele tu erudycyjnych odniesień literackich i muzycznych, a sama struktura nawiązuje do układu „Koncertu skrzypcowego” Albana Berga (1935 r.). Ten sztafaż wydaje się zbędny albo przynajmniej paradoksalny, jakby Cabré próbował artystowskimi gestami przykryć fakt, że napisał po prostu niezłą historię obyczajową. „Cień eunucha” traktuje o różnych wymiarach porażki: politycznej, rodzinnej, osobistej i egzystencjalnej porażki męskich wartości w rodzaju siły, odwagi czy honoru. Tytułowy „eunuch” Miquel Gensana, rówieśnik autora (rocznik 1947), podstarzały dziennikarz kulturalny, potomek rodu bogatych katalońskich fabrykantów, jest zarazem ironiczną puentą dziejów familii: bezpotomny, sfrustrowany, słaby. W dawnej rodzinnej posiadłości, zasekwestrowanej ongiś przez bank, urządzono pretensjonalną restaurację – i to tam właśnie przypadkiem trafia Gensana z redakcyjną koleżanką, której urządza wielogodzinną spowiedź ze swego zmarnowanego życia.
Cabré ma momentami skłonność do barokowego gadulstwa, ale w „Cieniu eunucha” to nie przeszkadza, bo współgra z cechami osobowościowymi narratorów-mitomanów (oprócz Gensany jest jeszcze jego szalony stryj). Poza tym sporo tu gorzkich, choć zabawnych refleksji: o triumfie i schyłku frankizmu w Hiszpanii, o okrutnej młodzieńczej naiwności, a także o tym, że droga od machizmu do feminizmu dla wielu była wędrówką z deszczu pod rynnę.
Jaume Cabré, Cień eunucha, przeł. Anna Sawicka, Marginesy, Warszawa 2016, s. 496