Najpierw, w pierwszej części, czytamy wiersze o samotności, żałobie, o życiu bez ukochanego utrzymane w konwencji piosenek: „płynie nutka za nutką/a przy mnie nikogutko”. Bohaterem tych wierszy staje się ten Nikt, brak nie do zapełnienia: „nikt z nikim/nic/nikogo jak okiem sięgnąć”. Pozostaje trwanie bezludnej wyspy albo spadanie. W dodatku okazuje się, że ten tom staje się też głosem o wierszu – czym może być wiersz, jak działa. Otóż bywa środkiem wykrztuśnym po „abszmakach” całego dnia, ale i „luką po mnie”. Ton zmienia się całkiem w drugiej części. To są wiersze miotające błyskawice w stronę Boga przyzwalającego na cierpienie, ale i w stronę oszczerców i wreszcie w stronę tych, którzy psują język, „kupczyków poezji”, a całość zamyka poemat „Ucieczki”, w którym pojawiają się dzisiejsi i dawni uchodźcy, i sama poetka uciekająca z rodziną z Zamojszczyzny w 1942 r. Ten poemat, meandrujący i dygresyjny (jest i Witkacy, i Zygmunt Bauman) sam siebie napomina: „wracając do tematu”. Ale ten temat jest nie do zniesienia, tak jak obraz z dworca, kiedy to świadkowie patrzyli, jak Niemcy bawią się żydowskim chłopcem, nie „z nim”, ale „nim”. Bardzo dojmująca jest i część pierwsza – piosenkowa, i druga, wściekła – obie spotykają się w poczuciu bezradności. Bo ucieczka, ta najważniejsza, od śmierci, jest niemożliwa: „zaczekam tu/tutaj jestem (gdyby ktoś pytał)”.
Urszula Kozioł, Ucieczki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016, s. 70