Książki

Odpoczynek wojownika

Recenzja książki: Karl Ove Knausgård, „Jesień”

materiały prasowe
Kontemplacja zwyczajności co raz ociera się o banał.

Po „Mojej walce” Knausgård był zmęczony i potrzebował odmiany. I stąd pomysł na serię miniatur „Cztery pory roku”, z których pierwszą jest „Jesień”. Po wyczerpującej wędrówce po własnym życiu i po przeszłości Knausgård chciał się zakorzenić w teraźniejszości, a nawet sięgnąć w przyszłość, pisząc „listy do nienarodzonej córki”. Sposobem na zakorzenienie się jest dla niego uważne obserwowanie i opisywanie zjawisk. Wszystkim poświęca tyle samo uwagi: są tu więc zarówno wszy, jak i Van Gogh, kościoły sąsiadują z opisem sikania, a wargi sromowe z wojną. Nie chodzi o szokowanie, tylko ćwiczenie uwagi. I choć to zamierzenie było ciekawe, to okazało się również zwodnicze. Bo kontemplacja zwyczajności co raz ociera się o banał. Forma listów do nienarodzonego dziecka też jest rodzajem literackiej łatwizny. I niestety niewiele z tego zbioru kontemplacji zostaje w pamięci. Choć oczywiście nie sposób odmówić Knausgårdowi inteligencji czy autoironii. Dowiadujemy się na przykład, że pisarz nałogowo żuje gumę, paczkami, zwłaszcza podczas pisania. I jednocześnie ma poczucie zażenowania, bo przecież guma przylepiona do stołu nie pasuje do pisarza, jest infantylna. Pisarz stosuje i w tej książce swój ulubiony zabieg, czyli autokompromitację, ale tym razem nie ma w tym geście ryzyka. Gdzie się podział ten Knausgård, który mnożył trudności i stawiał sobie oraz czytelnikom wysoko poprzeczkę? Niech wróci, zanim zamieni się w filozofującego autora w typie Érica-Emmanuela Schmitta.

Karl Ove Knausgård, Jesień, przeł. Milena Skoczko, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016, s. 240

Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.

Polityka 36.2016 (3075) z dnia 30.08.2016; Afisz. Premiery; s. 68
Oryginalny tytuł tekstu: "Odpoczynek wojownika"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną