Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Fototapeta"

 
Tej niedzieli prowadzący oświadczył, że zaraz zostanie nam, dzieciom, puszczony film dokumentalny produkcji radzieckiej na temat naszych rówieśników z Leningradu. Rodzice wydali radosny okrzyk i naciągnęli na siebie szczelnie kołdrę. Oglądajcie uważnie i napiszcie pracę o życiu dzieci z Leningradu! Pierwsza nagroda – wyjazd do dzieci, do Leningradu! Na koszt ulicy Woronicza! Nawet tego konkursu nie zauważyłem, jadłem zupę mleczną, jeszcze w pidżamie, czekając na kino familijne. Na przykład na coś takiego: para proekologicznych buntowników ratuje zdychającego węża, wąż – ofiarą panów ze sztucznymi zębami, ale o tym brak wiedzy w nadmorskiej miejscowości na Florydzie, para buntowników wie, że chodzi o szmal, ratuje węża (w ostatniej chwili), ratuje miasteczko, ratuje cały ten amerykański, nadmorski świat przed panami ze sztucznymi zębami, którzy ukrywają wszystko przed opinią publicznie wydającą pieniądze na ich Złotych Piaskach. I jeszcze kilka rozmów na tematy ogólnożyciowe w składzie: ojciec – syn, nad brzegiem morza. Wiesz, wszystko przemija – lektor śpiewnie czyta angielskie dialogi za obydwu – ale w życiu trzeba być dobrym. Dlatego uratowaliśmy tego węża i inne zwierzęta. Wiesz, oni (panowie z zębami) nie są tak naprawdę źli, oni tylko nie potrafią słuchać głosu węży, przyrody.

Gdy film się skończył, nie zauważam nawet, że mój ojciec przez cały dzień chodzi niespokojnie, drapie się po głowie, w końcu zaszywa się w swoim pokoju i coś tam pisze, rysuje kredkami świecowymi z mojego tornistra. Potem nastaje niedzielny obiad, kura (!), buraki, wino. Skąd miałem wiedzieć, że to wróżba, że ta kura ma coś wspólnego z nieobecnym spojrzeniem ojca, który zamiast jeść, porusza tylko ustami, układając jakieś nieme mowy, a buraki to prosta zapowiedź tego, czym się stanę w przyszłości?

Reklama