Afera reprywatyzacyjna dopadła Saszę Załuską. Policjantka z Trójmiasta zostaje wysłana do Łodzi, gdzie doszło do dwóch tajemniczych wybuchów. Władze przeczulone po zamachach w Paryżu obawiają się islamskich ekstremistów, a w tle pojawia się nieuczciwy deweloper wykorzystujący zamieszanie do własnych celów. A do tego podpalenia, kradzieże, gwałty, morderstwa… Trochę za dużo grzybów w tym barszczu. Każdy z licznych bohaterów dostaje swoje pięć minut i łatwo stracić z oczu główny wątek. Na dodatek, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich tomów z cyklu „Cztery żywioły”, tym razem profilerka nie jest motorem tego dochodzenia, raczej razem z czytelnikiem obserwuje rozwój wydarzeń.
Bonda chciała zapewne pokazać, że każda zbrodnia wyrasta z poprzednich, gmatwa życiorysy i prowadzone śledztwa. Zamiast tego wyszła plątanina, której przydałby się dobry redaktor. Mimo to „Lampiony” pozostają lekturą zjadliwą, głównie dzięki swadzie, z jaką autorka opisuje stworzony przez siebie świat. Wyraźna jest też jej sympatia dla Łodzi, która jest nie tyle miejscem akcji, co główną bohaterką książki. Bonda chce odkryć przed czytelnikami jak najwięcej ciekawych miejsc i wprowadza kolejne postaci, bez których cała historia niewiele by straciła. Co prawda pisarki nigdy nie interesowało proste pytanie o to, kto zabił, a zawód głównej bohaterki wręcz zachęcał do drążenia głębiej w naturze ludzkiej, ale tym razem zamiast sążnistego kryminału otrzymaliśmy po prostu powieść obyczajową, która czasem zahacza o komendę policji, ale nigdy nie zostaje tam na długo.
Katarzyna Bonda, Lampiony, Muza SA, Warszawa 2016, s. 640