Stary świntuch i literatura
Recenzja książki: Charles Bukowski, „O pisaniu”
Tych ostatnich jest jednak wśród adresatów korespondencji Buka niewielu, autor „Listonosza” stronił od środowiska literackiego. Bitników, z którymi go łączono, uważał za egotyków i mitomanów. Pozostawał outsiderem. Gdy zarzucono mu, że przegapił rewolucję lat 60., odpowiedział z przekąsem: „Tak, psiakrew, pracowałem wtedy na poczcie”. Mieszkał w wynajmowanych klitkach, podejmował dorywcze prace, z których co chwila go wyrzucano. Dopełnieniem, a może sensem jego życia, były kobiety, alkohol i wyścigi konne. I jeśli przetrwał ten maraton, to tylko dzięki pisaniu.
Tom listów Bukowskiego jest osobistą opowieścią o tej największej spośród jego pasji. Jego listy są chaotyczne, nierzadko pełne inwektyw i złośliwości, momentami jednak zaskakująco liryczne. Z czasem stają się podobne jego wierszom i prozie. „Jestem od tego uzależniony” – twierdził. Literatura miała dla niego moc ocalającą, choć wzbraniał się przed jej wywyższaniem. Niecały rok przed śmiercią, w wieku 73 lat, doczekał się upragnionej publikacji wierszy w prestiżowym magazynie „Poetry”. Zareagował emocjonalnie: „Słowa wciąż powstają i roją się w mojej głowie, wirują i fruwają. Im bardziej się starzeję, tym silniejsze odnoszę wrażenie, że udziela mi się to magiczne szaleństwo”. Ten fragment, zawarty w ostatnim z przedrukowanych listów, mówi o Bukowskim najwięcej.
Charles Bukowski, O pisaniu, przeł. Marek Fedyszak, Noir sur Blanc, Warszawa 2016, s. 232