Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Książki

Fragment książki "Rewolucyjny karnawał"

 
PAMIĘĆ O ROKU 1989

 Kiedy Władysław Frasyniuk wracał do domu do Wrocławia po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu w kwietniu 1989 roku, wiedział, że Solidarność odniosła imponujące zwycięstwo. Mimo że do wyborów zostały tylko dwa miesiące, rozumiał, że komunizm przynajmniej nie będzie już taki jak przedtem. Nadeszła chwila, w której należało pokazać reżimowi, jakie silne i zjednoczone jest społeczeństwo polskie, oraz czcić koniec lat podziemnych. „Należało zrobić olbrzymi piknik – powiedział później z żalem – po prostu wziąć piwo, orkiestrę i powiedzieć, kto miał rację”. Ale przygotowanie do wyborów wymagało tyle pracy. Podobnie jak inni opozycjoniści był przyzwyczajony pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę, drukując ulotki, ustalając strategię i zajmując się Związkiem. Więc zabrali się znów do pracy, aby podjąć próbę odniesienia zwycięstwa w wyborach. Kto miałby czas na piknik?

 Taki piknik może pomógłby Polakom zdobyć poczucie, iż oni także uczestniczyli w Okrągłym Stole. Większość społeczeństwa doszła jednak do wniosku, że Okrągły Stół oraz wszystko, co zdarzyło się w 1989 roku, służyło tylko sprawie elit, a ogół narodu w ogóle się nie liczył. I tak jak wtedy nie urządzono fety, tak i dzisiaj nie obchodzi się święta. Uczestnicy polskiego Okrągłego Stołu czcili dziesiątą rocznicę tego wyjątkowego zgromadzenia z dala od domu, w Ann Arbor w stanie Michigan. 5 kwietnia 1999 roku minął w Warszawie bez żadnych dużych uroczystości.

 Brak katharsis jest jednym z powodów tego, że rok 1989 tak szybko zblakł w ludzkiej pamięci. Wśród krajów, w których 1989 wiąże się z prawdziwą przemianą, tylko Czesi obchodzą święto 17 listopada, a Niemcy Wschodni celebrują upadek Muru Berlińskiego 9 listopada. Obok Polaków również Węgrzy w ogóle nie czczą 1989 roku. Słoweńcy i Ukraińcy uznają zdobycie niepodległości w 1991 roku za godne uczczenia w znacznie większym stopniu. Z tego samego powodu zachodnim komentatorom z trudnością przychodzi nazywać rok 1989 rewolucją, chyba że z dodatkiem przymiotnika „wynegocjowana”. Rewolucje polegają na dramatycznych starciach, podczas których ludzie wyrzucani są z okien albo ich głowy nadziewa się na piki. Porozumienia roku 1989 w istocie zdają się wydarzeniami pozbawionymi wyrazistości, dopóki nie poszerzymy nieco pola widzenia. Przekonamy się wtedy, że na owe rewolucje złożyły się długie ciągi pomniejszych konfrontacji w okresie kilku lat, nawet dziesięciolecia, prowadzące do rokowań i powstania komisji, które spowodowały ostateczny upadek komunizmu. Trudno teraz wyznaczyć moment rewolucji, aby określić dzień obchodów. W 1989 roku była szansa stworzenia takiego momentu, ale jej nie wykorzystano.

 Pojedynczy działacze pozostają w niemniejszej niepewności. Po przeprowadzeniu dwugodzinnego wywiadu ze starą znajomą, dziennikarką podziemia we Wrocławiu, niechętnie wyłączyłem magnetofon i zaczynałem się pakować. Nagle nasza rozmowa przybrała inny ton. Coś niewypowiedzianego gnębiło znajomą, a wspomnienia wydobyły to na powierzchnię. Kończyła właśnie studia prawnicze, miała ładne mieszkanie w centrum miasta i mogła pozwolić sobie na podróż w dowolny zakątek świata. Ale czy jej działalność opozycyjna była tego warta? Nadrobienie czasu straconego na pracę podziemną zajęło jej wiele lat. Myślała o kolegach ze szkoły średniej (trójka z nich, na przykład, z powodzeniem prowadziła firmę komputerową): „Jak my się zajmowaliśmy ulotkami i innymi duperelami – narzekała – to oni się uczyli”. Tak było. W czasie moich podróży poznałem wiele osób, które nie skończyły studiów, a nawet szkoły średniej. Niektórzy byli szczęśliwi, żyjąc na obrzeżach społeczeństwa, inni nie byli pewni. Zastanawiali się, czy fascynujące doświadczenie karnawału warte było ceny wstępu.

 Jest z pewnych powodów za wcześnie, aby w pełni zdać sobie sprawę z wagi tamtych lat. Większość uczestników nawet teraz wciąż znajduje się na początku drogi kariery zawodowej. W miastach i miasteczkach, w których mieszkają i gdzie stworzyli nowe formy opozycji, dzisiaj prawie bez wyjątku kwitnie życie obywatelskie. Wobec tego, że kształtują media, organizacje obywatelskie, bardziej radykalną opozycję i politykę na szczeblu lokalnym i krajowym, wpływ karnawału będzie z każdym dniem bardziej widoczny.

 A co z samą rewolucją? Jednym z zarzutów, najpowszechniej podnoszonych przeciw rewolucjom 1989 roku – a nawet przeciw uznaniu tych wydarzeń za rewolucje – jest  to, że w wyniku roku 1989 nie powstała żadna nowa wielka idea ani forma rządów (jak na przykład w wyniku rewolucji amerykańskiej, francuskiej czy rosyjskiej). Powstały jedynie państwa, których przywódcy i obywatele aspirują do zachodnich demokracji wolnorynkowych.  Fakt ten uczynił zmiany po 1989 raczej nieuniknionymi, a całe podniecenie sprzed 1989 roku trochę niepotrzebnym.

 Chciałbym jednak zaproponować odmienną definicję rewolucji, która być może lepiej pasuje do rewolucyjnych czasów, nieprzypominających poprzednich epok. Rewolucja dokonuje stosunkowo nagłego wyłomu w normalnym lub przyjętym sposobie prowadzenia polityki i postępowania społeczeństwa. Nazwałem ten wyłom karnawałem, który niszczy monolog reżimu i kładzie podwaliny przyszłego dialogu. Otwiera się wtedy nieskończona liczba możliwości i puszczane są wodze wyobraźni. Krążą myśli, które mogą dotyczyć radykalnych przemian politycznych – „trzecia droga”, „Europa bez granic” lub radykalna demokracja. Mogą być także bardziej podstawowe i osobiste: można występować na ulicach, planować własne akcje protestacyjne, pisać, co się chce, albo uciec od społeczeństwa czy negocjować z przywódcami lub zająć miejsce w parlamencie. Można opowiedzieć się za socjalizmem, przyjąć głęboką ekologię albo powrócić do tradycji narodowych. Zmieni się Kościół, zmieni stara opozycja, ludzkie postawy i uprzedzenia, zmieni się sama natura polityki.

 Wiele, może nawet większość z tego trwa bardzo krótko, jeśli w ogóle się zdarza. Inercja tradycji i przykładu oraz ciśnienie codziennych trosk zmieniają rewolucjonistów z powrotem w zwyczajnych ludzi, którzy mają pracę i rodziny. Groźba klęski lub unicestwienia – jakże ważna w historycznych rewolucjach, ale w roku 1989 mająca odniesienie tylko do Słowenii, choć zawsze obecna też za sprawą widma Pekinu – spycha bardziej niezwykłe idee na margines. Może to być powodem do żalu, ale wydaje się naturalne. Co więcej, nie niszczy tej chwili, w której wyłoniły się wszystkie wyobrażenia o społeczeństwie (albo jego najaktywniejszym trzonie). Jest tak tym bardziej wtedy, gdy owe myśli należą do pokolenia wyrażającego je na progu dorosłego życia. Rewolucjom 1989 roku nie zabrakło takiej dynamiki i w tym sensie przypomina poprzednie. I podobnie jak w tamtych rewolucyjnych czasach pamięć i doświadczenie nieograniczonych możliwości zapewne pozostanie trwałym dziedzictwem karnawału Europy Środkowej.
 
 
 przekład: Piotr Szymor 

 copyright by
 Kolegium Europy Wschodniej 2005
  

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną