Irek Grin
Bezpański pies
Siedział na desce klozetowej w pozycji lotosu i słuchał jęków dochodzących zza drzwi. Jęczeli prawie naprzeciwko, w tym miejscu, gdzie umieszczono umywalki, długi marmurowy blat i wielkie lustro. Dyktafon rejestrował wszystko z cyfrową czułością: wejście mężczyzny i kobiety, szczęk wewnętrznego zamka restauracyjnej toalety, jej niecierpliwość, jego zapewnienia, że w kabinach nikogo nie ma, kiedy nachylał się przy każdej z wysiłkiem, potem skrzypienie skórzanych spodni, które mężczyzna ściągał z kobiety gwałtownie, a wreszcie donośne dudnienie kopulacji. Powtarzała jego imię i głośno domagała się, by wchodził głębiej, i chociaż krzyczała głównie po niemiecku, człowiek w kabinie zrozumiał większość słów, a znaczenia pozostałych domyślił się z kontekstu. Zastanawiał się, czy kochankowie stoją, a jeśli tak, to czy kobieta stoi przodem czy tyłem do partnera? A może ona siedzi na blacie, a on stoi? Najpewniej oboje leżą na tym blacie, przecież szeroki jest i solidny nie bez przyczyny.
Przestali nagle wydawać odgłosy. Urwało się i zapadła cisza. Niemal całkowita. Tylko dzwonek komórki w kabinie potężniał. Tak miał ustawioną. Żeby dzwoniła coraz głośniej. Doszedł do wniosku, że to dźwięk telefonu sprawił, iż umilkli. I wcale nie dlatego, że chcieli posłuchać. Chociaż melodyjka była niczego sobie. Zsunął się z muszli. Otworzył kabinę, starając się nie patrzeć na miłośnie splecionych – ona stała tyłem – i ruszył zdecydowanie do drzwi. Facet przyglądał mu się w lustrze, uwięziony w spodniach. Facet był niezadowolony.
- Ty, czekaj, cwaniaku!
Nie poczekał.