Wit Szostak nie boi się literackich ekscesów, każda jego książka jest inna – nieustająco poszukuje nowych języków. I najnowsza jego „Zagroda zębów” jest odważnym ekscesem – zbiorem miniatur, różnych wersji mitu Odysa. We współczesnej polskiej literaturze mitologia niemal się nie pojawia, chyba ostatnią powieścią, która wykorzystywała mity, były „Balladyny i romanse” Ignacego Karpowicza (a pierwszym skojarzeniem jednak zawsze w Polsce będzie Zbigniew Herbert). Szostak idzie w zupełnie innym kierunku, nie uwspółcześnia bohaterów – dopiero w finale okazuje się, że Odys jest w naszym świecie. Odbiera się tę książkę jak poemat, który jest też udaną grą z językiem homeryckim, ale przede wszystkim czyta się ją z poruszeniem.
Cała historia wyłania się z opowieści ojca pisarza, który pierwszy mu opowiedział o Odysie. Opowieść bierze się też z wątpliwości: Odys już został na tysiące sposobów opowiedziany. Są jednak inne możliwości, inne wersje, które czekają na wypowiedzenie, na przykład „Odys zaszyty w śmieciach”. Każda część jego przygód ma kilka wariantów: wraca, nie wraca, rozpoznany lub nierozpoznany, wybiera życie lub wybiera tylko istnienie w pieśni. Czy opowiedział Penelopie o przygodach? Jakie wybrał kłamstwo, tłumacząc się z zaszytych w ubraniu haczyków? Tajemniczym sposobem postać Odysa ożywa, staje się każdym, a w finale także zbędnym bohaterem ze śmietnika. Książka Szostaka z jednej strony nawiązuje więź z wielką tradycją, a z drugiej jest też piękną opowieścią o samej literaturze i o pisaniu, czyli „domyślaniu zmyśleń do zbędnego końca” .
Wit Szostak, Zagroda zębów, Powergraph, Warszawa 2016, s. 104