W najnowszym tomie Macieja Roberta główną bohaterką jest Łódź, ale Łódź poetycka, pozbawiona centrum, daleka od turystycznych atrakcji, Łódź ze wspomnienia i zarazem Łódź prehistoryczna. Robert powraca tutaj do swoich ulubionych motywów: pamięci, dzieciństwa, melancholijnych prób zbliżenia się do przeszłości. O ile jego poprzednia „Księga meldunkowa” także wiązała się z Łodzią i z jej dwoma robotniczymi dzielnicami (Hojny, Bałuty), o tyle tutaj najważniejsze jest podróżowanie przez całe miasto, rytm kroków, który powraca w poszczególnych częściach poematu, porządkuje pamięć.
Robert swoim wyprawom w „miasto puste w środku jak wydrążony pień” nadaje bardzo misterną, porządkującą wszystko konstrukcję, a przez szereg odniesień literackich i filmowych buduje drugi i trzeci poziom skojarzeń, jednocześnie wyostrza realizm i wprowadza kulturowy kontekst. Tytułowy Nautilus to łodzik, skorupiak o regularnej budowie muszli, ale też odniesienie do statku podwodnego z powieści Juliusa Verne’a. Tak jak Nemo zgłębia oceany, tak Robert w swojej podróży penetruje rejony podmiejskiej zabudowy. Łódź-miasto jest też łodzią, która prowadzi przez pamięć, miejska wędrówka zamienia się w żeglugę, podróż w głąb, do dna pamięci, do kresu wspomnień.
Podróżowanie narzuca miastu fizycznemu cechy miasta zapisanego na mapie – jest jednocześnie czarno-białe, przetarte na rogach, z notatkami na marginesach. Poeta podąża tutaj przez strychy, piwnice, kina, dachy, podwórka, ulice. Porównuje Łódź do amonitu, skamieliny, ale też do składającej się z gruzów skorupy. „W nasze podmiejskie ulice nie warto inwestować, nasze podmiejskie ulice nie mają świetlanej przyszłości” – pisze przekornie, bo widać z tego tomu, że nie wyobraża sobie życia w jakiejkolwiek innej przestrzeni.
Świetna, gęsta książka. Doskonałe ćwiczenie z pamięci i utraty.
Maciej Robert, Nautilus, WBPiCAK, Poznań 2016, s. 52