Nie ma takiej formy, w której Wiktor Jerofiejew czułby się i wypadał gorzej, pióro ma ostre, a wyobraźnię rozciągniętą do granic – zwłaszcza w esejach i opowiadaniach. „Ciało” to właśnie zbiór opowiadań, znów świetnie przetłumaczonych przez Michała Jagiełłę, złączonych wspólnym motywem: cielesności, ludzkiej fizjonomii, a często też fizjologii i najniższych, najbardziej podstawowych instynktów i popędów. Nie zawsze są to ściśle rozważania o ciele, ciało pojawia się tu czasem tylko przy okazji. I odgrywa kluczową rolę w różnych prozaicznych i mniej prozaicznych sytuacjach, w jakich znaleźli się bohaterowie rosyjskiego pisarza: na targach książki, w teatrze, w zoo, w więzieniu i oczywiście w alkowie. Bo ciało ma słabości i defekty. Jest zarazem dziełem Boga i szatana. Zniewala, krępuje, upokarza („Od czego zaczynamy? Od pokazania dupy” – typowa formułka na powitanie w więzieniu), a innym razem olśniewa („Mężczyzna jest wyjątkowo piękny. Powiem więcej: jego uroda nie znajduje żadnych analogii w przyrodzie”). Kapitalne jest opowiadanie o przygotowaniach do wystawienia „Życia z idiotą” w formie opery – otóż okazuje się, że partię idioty ma wyśpiewać czarnoskóry aktor. Poprawność polityczna zmusza twórców spektaklu do działań ostatecznych, pada więc pomysł, żeby przemalować go na biało (tyle że „pobielony wygląda jak jedna wielka kpina z Murzyna!”). Humor, jak widać, jest tutaj ryzykowny i gruby. I koniec końców bardzo udany. Nieustająco krytyczny wobec Rosji pisarz obśmiewa jej kompleksy i obyczajowe przyzwyczajenia. Choć i nie-Rosjanie mogą poczuć się – nomen omen – dotknięci.
Wiktor Jerofiejew, Ciało, przeł. Michał Jagiełło, Czytelnik, Warszawa 2017, s. 300