Mirosław Wlekły sugeruje, że ma. Podporządkowuje historię Tony’ego Halika antycypacji odkrycia Wielkiej Tajemnicy, która miała (rzekomo) ukonstytuować bohatera, i zabiera czytelnika w zaskakująco nużącą podróż śladami Halika, obfitującą w wyznania autora i spotkania z ludźmi niemającymi niczego szczególnie ciekawego do powiedzenia. Jest to na swój sposób fascynujące, bo Halik – ze swoim szalonym życiorysem, dzikim apetytem na przygodę, serdeczną charyzmą na ekranie i poza nim – był niepowtarzalny. Wlekły (który wykonał imponującą pracę dokumentacyjną) zdaje się zakładać, że jego bohater wyłoni się samoistnie z tej kunstkamery: z mnogości anegdot, cytatów, danych statystycznych, przypuszczeń i insynuacji. Ale dużo tu „jak” oraz Elżbiety Dzikowskiej, drugiej żony Halika, a mało „dlaczego” – niczym w Wikipedii, której autorzy zwolnieni są z odpowiedzialności konstruowania postaci. Pobieżnie traktuje Wlekły najbardziej chyba frapujący wątek – Pierrette Andrée Courtin, pierwszej żony bohatera. Porzuca wzruszające listy widzów „Tam, gdzie pieprz rośnie”, które więcej mówią o medialnym fenomenie Halika i o siermiężnej epoce, którą ubarwiał, niż pozostałe 475 bogato ilustrowanych stron. Nie zatrzymuje się przy śmierci podróżnika – zbiegającej się z nadejściem internetów i kresem formuły reportażu, którą ten uprawiał. A kiedy już czytelnik dotrze do końca (czyli chronologicznego początku), do Wielkiej Tajemnicy, okaże się ona swoistym „dziadkiem z Wehrmachtu”. Odkryje wtedy, że Halik, owszem, był wszędzie, ale niekoniecznie w tej książce.
Mirosław Wlekły, Tu byłem. Tony Halik, Agora, 2017, s. 480