Był to ostatni kontakt Śalimara klauna z jego dawnym życiem. Zawiązano mu oczy i zabrano na przesłuchanie do pokoju bez okien, gdzie przywiązano go do krzesła i poproszono, by wyjaśnił, jak to się stało, że jako jedyny przeżył masakrę w Śirmalu, i podał swym interlokutorom choć jeden powód, dla którego nie powinni uznać go za parszywego zdrajcę i zastrzelić w ciągu godziny. Z zawiązanymi oczami, nie znając nazwiska przesłuchującego go mężczyzny, wypowiedział zaszyfrowaną wiadomość otrzymaną przez telefon i w pokoju zapadła długa cisza. Przesłuchujący wyszedł i po kilku godzinach przyszedł ktoś inny.
– Dobra, hasło się zgadza – powiedział ten drugi. – Masz cholerne szczęście, wiesz o tym? Chcieliśmy odciąć ci jaja i wepchnąć ci je do gęby, ale zdaje się, że masz wysoko postawionych przyjaciół, i jeśli ustadz chce cię widzieć u swego boku, w takim razie, przyjacielu, tam właśnie się udasz.
I wtedy dla Śalimara klauna prawdziwy świat przestał istnieć. Wkroczył do fikcyjnego świata przerzutu. W tym świecie były garnitury i przeloty komercyjnymi liniami lotniczymi, przekazywano go sobie z rąk do rąk jak paczkę W pewnym momencie znalazł się w Kuala Lumpur, lecz tylko na lotnisku, potem w pokoju hotelowym i z powrotem na lotnisku. Nazwy na drugim końcu trasy przerzutu nic mu nie mówiły: Zamboanga, Lamitan, Maluso, Isabela. Było kilka łodzi. Główną wyspę Basilan otaczało sześćdziesiąt jeden mniejszych wysp i na jednej z nich, należącej do grupy Pilas, wyłonił się z fikcyjnego świata w krytym palmową strzechą domu na palach w wiosce, gdzie unosiła się woń tuńczyka i sardynek, i przywitała go znajoma twarz.
– A więc, bezbożny – rzekł radośnie ustadz w kulawym hindi – jak widzisz, znowu jestem rybak, lecz ludzi łowić też potrafię.
Reklama