Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "2586 kroków"

 
Chory siedział na krześle przed trójką lekarzy. Połowę twarzy wykrzywiał mu potworny grymas.

- Mamy tu raczej nietypowy objaw - wyjaśnił Danielsen. - Na skutek zakażenia tkanki nerwowej nastąpiło porażenie nerwów twarzowych.

Skórzewski założył rękawiczki, zamoczył dłonie w misce ze spirytusem, a potem ostrożnie obmacał twarz chorego.

- Faktycznie - powiedział. - Miewamy podobne przypadki w Pskowskiej guberni.
- I co zalecali tamtejsi lekarze? - zaciekawił się Hansen.
- Cóż. Lekarzy tam akurat niewielu. Zwłaszcza po wsiach ludzie ich nie lubią. Po ostatniej epidemii cholery doszli do wniosku, że to właśnie lekarze roznoszą zarazę... Mojego kolegę ledwo żywego wydobyliśmy ze studni. A znachorzy stosują dwie metody. Średniowieczną, polegającą na zakopaniu po szyję w ziemi lub w końskim nawozie w nadziei, że wyciągnie chorobę.
- Straszna ciemnota - mruknął Danielsen.
- Nie zapominajmy, kto twierdził, że trąd jest dziedziczny. - Uśmiechnął się Hansen.

Staruszek wyraźnie się zmieszał.

- Druga metoda polegała na wielogodzinnym moczeniu chorego w prawie wrzącej wodzie. Na beczce pisano zaklęcia...
- To pomagało? - zapytał Hansen z błyskiem w oku.
- Co najdziwniejsze, na jakiś czas tak.
- To można łatwo wyjaśnić. Jak wynika z naszych badań, trąd ginie w temperaturze nieznacznie niższej niż ludzka tkanka. Jeśli temperatura była odpowiednio dobrana, bakcyle mogły częściowo obumrzeć, podczas gdy organizm ludzki był jeszcze w stanie wytrzymać. Oczywiście nie wszystkie, więc po pewnym czasie następował nawrót choroby. Może gdybyśmy byli w stanie ogrzać ciało człowieka w całej objętości do odpowiedniej temperatury… - Rozmarzył się.

Reklama