Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Powrót Aleksandra"

 
Obserwował przechodniów i dobierał ksywy. Nicki – jak się fachowo nazywają. Nickt, Nickolski, Nickiewicz i Nicklas – próbował je wymyślać, dopóki nie sprawdził, że wszystkie są już dawno zaklepane, bo wszystkich już przemianowano i tłum przechodniów chodził teraz po Świdnickiej imienny, ale niealfabetyczny. 

Ona_trzydzieści spieszyła się przed siebie, za sobą zostawiając ogon elektronów. Widział najpierw jej szminkę, lśniącą od pikseli, potem przez chwilę profil (nie pije i nie pali), potem dwukolorowe włosy w równoległych pasmach, jakby wrócić do monitorów czarno-białych, a na koniec sylwetkę w stożkowatym płaszczu broniącym chorej wyobraźni wstępu do wyuzdanej geometrii brył. 

Ona_trzydzieści, dajmy na to, cztery, choć wiek można zaokrąglać w dół, przeciwnie, nigdzie się nie spieszy, stop, wolnego, piątek, pacjentka w stresie jest przynętą wielu groźnych chorób. Medytuje przed sklepem, najpierw obuwniczym, podsuwając stopę do witryny, dalej, jeszcze dłużej, odzieżowym, bo zawsze można coś założyć, i następnym z bielizną, bo pod tamto ciepłe da się wcisnąć coś koronkowego, potem parę metrów pustka, nic, remont z niewiadomą zawartością, wreszcie księgarnia, tutaj może coś dla ducha, wchodzi i widzi ścianę książek, mur. 

Chętna_studentka mija ją przy kasie i wychodzi w tym samym miejscu na ulicę. Wyjmuje z plastikowego worka książkę, z obrzydzeniem wciska go do kieszeni, wie że plastikowe worki nas przeżyją, ale chciałaby odwlec tę chwilę i istnieć jeszcze trochę pośród rzeczy szlachetnych, drukowanych: drukuj, ikona rozłożonej książki z odhaczonym ptaszkiem w pasku narzędzi u góry ekranu. Przystaje na chodniku, poprawia okulary, otwiera książkę, odkasłuje.

Reklama