Ten niewzbudzający specjalnej sympatii czytelnika bohater przypomina sobie własne życie, pędząc samochodem prosto w jadący z naprzeciwka tir. Jego przeżycia, z których znakomita większość związana jest z peerelowską rzeczywistością, stanowią parodię losów opozycjonistów-literatów, z którymi A. Z. lubił się utożsamiać, nie nadstawiając jednak przy tym własnego karku.
A.Z. pragnął sławy i przyjemnego życia, ale zachowując wszelkie pozory przyzwoitości, co w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nie należało do rzeczy łatwych. Pozbawiony większego talentu literackiego, bohater mistrzowsko opanował sztukę plagiatu oraz tego, co obecnie nazywałoby się kradzieżą mienia intelektualnego.
Bohater Andermana, jako – dość paradoksalnie – doskonały twór i odbicie systemu, w którym przyszło mu żyć, szybko nauczył się lawirować między tym, co było dobrze widziane w środowisku literackim, a własną wygodą. Ten poeta konkretny, powieściopisarz oraz dramaturg (z czego tylko pierwszy fach miał coś wspólnego z rzeczywistością), a przede wszystkim mitoman, zmylił niemałą rzeszę literatów, urzędników oraz licznych kochanek. Tak jak i rzeczywistość, w której przyszło mu egzystować, A. Z. potrafił tworzyć złudzenia, ale również żyć podług nich.
Dla tego „koniunkturalnego opozycjonisty” sprawą najwyższej wagi był odpowiedni stopień poważania, jakiego oczekiwał od innych. W pewnym okresie wystarczyło do tego przypadkowe zdjęcie z ukrywającym się solidarnościowym bohaterem. Koniec dobrych czasów dla bohatera „Całego czasu” nastąpił wraz z nadejściem nowego ustroju. Fałszywy literat i opozycjonista odszedł w zapomnienie z innymi pisarzami, a ich miejsce zajęły kolorowe magazyny oraz programy rozrywkowe. A. Z. nie potrafi się odnaleźć w nowych wolnorynkowych realiach, w których jego niezawodne dotychczas metody postępowania stały się pociesznie naiwne, a kłamstwa niepokojąco łatwe do wykrycia.
Na koniec, kiedy inni bawią się już bez niego, bohaterowi Andermana nie pozostaje wiele więcej niż gorzka satysfakcja.
Janusz Anderman, Cały czas, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 312
Przeczytaj fragment książki