Miranda July jest reżyserką niezależnych filmów, ma na swoim koncie kilka nagród na festiwalach w Cannes i Sundance. Nagrody, w Stanach, zdobywał także jej zbiór opowiadań, a „Pierwszy bandzior” to pierwsza jej książka po polsku. I od razu widać, że mamy do czynienia z autorką o niezwykłym poczuciu humoru, a jej powieść to osobne zjawisko. July kpi z typowych budujących opowieści o 40-letnich singielkach, które są wiecznie młode, a żyć pomagają im joga, sztuki walki czy terapia kolorami. Cheryl jest bohaterką komediową, wszystko, czego się tknie, kończy się katastrofą, ma swoje śmieszne przyzwyczajenia, które pozwalają jej znosić codzienność. I nie ma złudzeń, wie, że jest stara i tak ją widzi otoczenie. July kompromituje ją w najrozmaitszych sytuacjach, ale z czasem okazuje się, że kpi o wiele bardziej z życia korporacji, a najmocniej dostaje się pewnemu podstarzałemu amantowi, na którym Cheryl zależy. Sceny miłosne, które są mieszanką hiperrealizmu i komizmu, to świetna odtrutka na kiczowatą romansowość. I kiedy przyzwyczaimy się do rozmaitych komediowych kompromitacji, July prowadzi nas w zupełnie innym kierunku i paradoksalnie pozwala swojej bohaterce wyzyskać wszystkie szanse, jakich jej w życiu zabrakło. Bo to powieść o wolności, którą można zrealizować w najdziwniejszych konfiguracjach zdarzeń i osób.
Miranda July, Pierwszy bandzior, przeł. Łukasz Buchalski, Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2018, s. 334