Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Wajda"

(…) "Kanał" wzbudził powszechny zachwyt, uznano go za arcydzieło, był faworytem do Złotej Palmy, choć zdobył w końcu tylko Srebrną (ex aequo z "Siódmą pieczęcią" Ingmara Bergmana!). Żaden polski film nie został dotychczas przyjęty za granicą z takim entuzjazmem! Nietrudno to wyjaśnić. O ile w kraju zwracano uwagę głównie na historyczny aspekt filmu, zestawiając go ze zbiorowym wyobrażeniem powstania, o tyle na Zachodzie doceniono siłę wizji artystycznej. Obraz zbiorowego marszu warszawskich powstańców ku śmierci, poparty wyczynem operatorskim Jerzego Lipmana, potraktowano jako współczesną wersję dantejskiego Piekła.

Zachwyt był tym silniejszy, że uznano film za głęboką wykładnię filozofii egzystencjalizmu, a zarazem za pierwszy sygnał artystyczny zza żelaznej kurtyny, że i z tą częścią Europy będzie się można porozumieć. Po powrocie z Cannes pozycja Andrzeja Wajdy stała się zupełnie inna. Nie tylko on sam po raz pierwszy uznał, że dokonał słusznego wyboru i znalazł się na właściwej drodze, ale także poczuł się jednym z liderów pokolenia, którego głosu będzie się odtąd oczekiwało. Stąd szczególne znaczenie miał wybór tematu następnego filmu. Początkowo, jeszcze wiosną 1956 r., w okresie prac przygotowawczych do "Kanału", reżyser rozwijał dwa pomysły. Najbardziej angażował go projekt adaptacji opowiadania rosyjskiego pisarza Nikołaja Leskowa "Powiatowa lady Makbet" - myślał o przeniesieniu tej miłosnej tragedii w polskie realia kresów wileńskich lat 80. XIX w., sam skończył nawet scenariusz. W marcu przygotował też pierwszy szkic adaptacji "Przedwiośnia" Stefana Żeromskiego, mając nadzieję, że oczywista trudność cenzuralna, związana z przedstawieniem wojny polsko-bolszewickiej 1920 r.

Reklama