Życie jako performance
Recenzja książki: Marina Abramović, „Pokonać mur. Wspomnienia”
Intrygowała świat sztuki, bo nie akceptowała żadnych kompromisów, nawet za cenę samotności, bólu, zagrożenia zdrowia i życia. I już choćby dlatego jej wspomnienia wiele obiecują. Tymczasem – w odróżnieniu od jej sztuki – są spisane niezwykle konwencjonalnie i w sumie trudno powiedzieć, czy to wada (nie współgra z jej artystycznym obliczem), czy zaleta? Po kolei, od dzieciństwa („opływało w dostatki, lecz brakowało w nim uczuć”), które minęło jej przy rodzicach – bohaterach II wojny światowej, po ostatnie lata, będące pasmem artystycznych sukcesów. Krytyk sztuki szukający motywacji czy mechanizmów może poczuć się zawiedziony. Artystka wprawdzie skrzętnie odnotowuje kolejne projekty artystyczne i zdradza ich, niekiedy fascynujące, szczegóły, ale już jej refleksje często zahaczają o banał („sztuka jest częścią życia”, „sztuka musi należeć do wszystkich”). Kiedy jednak pisze o sobie jako o Marinie, o swych wielkich miłościach, romansach, życiowych przygodach i doświadczeniach, radościach i wstydliwych porażkach, to czuje się, że można by tę opowieść zamienić w fascynujący film o silnej kobiecie, która przetrwała, choć się na to nie zanosiło. Gdyby spróbować znaleźć motto dla tej pełnej nieświadomych terapeutycznych wartości książki, byłyby to słowa bohaterki: „Uważa się powszechnie, że artysta musi cierpieć. A ja się już wystarczająco w życiu nacierpiałam”.
Marina Abramović, Pokonać mur. Wspomnienia, przeł. Anna Bernaczyk, Magdalena Hermanowska, Rebis, Poznań 2018, s. 430