Autor powieści Holender Arnon Grunberg twórczo ją rozwija, ale nie obciąża czytelnika niepotrzebnym dramatyzmem. Żona Jörgena pojawia się i znika. Córki tej średnio udanej pary ujmy nie przynoszą, ale i one są trudne do okiełznania. Młodsza Tirza jest dla Jörgena całym światem. Właśnie kończy szkołę i planuje ruszyć w podróż życia do Afryki. Wokół tych dwu wydarzeń koncentruje się fabuła książki – Jörgen wyprawia przyjęcie dla absolwentki i dba o każdy detal, przywołując w międzyczasie różne sceny z przeszłości. Główna myśl, która mu towarzyszy, to że został „pokonany”. Ojcostwo, rolę swojego życia, traktuje zadaniowo: musi gotować, bo ma rodzinę do wykarmienia. Książka Grunberga, nagradzana i przetłumaczona na ponad 20 języków, z jednej strony jest opowieścią obyczajową. Rozgrywająca się prawie wyłącznie na przyjęciu w domu Jörgena i w jego głowie przywodzi na myśl „Między aktami” Virginii Woolf. Z drugiej strony ukazuje też, subtelnie, lecz wyraźnie, rzeczywistość po 11 września. Zamachy wstrząsnęły światową gospodarką, a przez to odcisnęły ślad na losach poszczególnych ludzi – takich jak Jörgen. „Teraz wszystko się ze sobą łączy (…). Kiedy ktoś na jednym kontynencie kaszle, to drugi kontynent dostaje przeziębienia” – tłumaczy urzędniczka w banku. I właśnie to zderzenie codzienności rodzinnej z szerszą refleksją o kondycji świata jest w tej książce najbardziej przejmujące.
Arnon Grunberg, Tirza, przeł. Małgorzata Woźniak-Diederen, Wydawnictwo Pauza, Warszawa 2018, s. 560