Brzuch kobiety
Recenzja książki: Marta Handschke, „Brzuch Matki Boskiej”
Nasza matka wciąż mi stoi przed oczami. Miała pomarszczone czoło i wystający jak jabłko brzuszek. Urodziła pięcioro dzieci, ale dwoje pierwszych zmarło. (…) Ciekawe, czy Matka Boska też miała potem taki jabłkowaty brzuszek jak nasza mama?” – zastanawia się Kazia. „Brzuch Matki Boskiej” Marty Handschke jest opowieścią o relacjach z prababką, babką, matką, córką i wnuczką. Mamy więc siostry, córki Marianny: na zdjęciach zawsze smutną Kazię, kamienną Wacię i Ziutę, co chowa słodycze pod poduszkę. Gabrysię, córkę Kazi, ale właściwie to i Ziuty. I zbierającą te głosy Martę, córkę Gabrysi. Mamy też wieś, z której się ucieka, i Ustkę, w której szuka się małej stabilizacji, a z której właśnie wyjeżdżają Niemcy. I historie kobiet: dotykanych, bitych, gwałconych, rodzących i roniących – na przykład trzy razy, jak u Ziuty. „W historii jedno powinno wypływać z drugiego. Ale tak nigdy nie będzie, bo pamięć ludzka jest niezbadana. Jeśli powiesz coś jednego, to przypomni ci się coś drugiego” – przyznaje Ziuta. Tak też napisany jest „Brzuch Matki Boskiej”: lata rozmów i niezrozumienia, pytania i nieczekania na odpowiedź. Konsekwentnie używane przez autorkę krótkie zdania nie przesłaniają jednak braku spójnej, a miejscami i banalnej opowieści o losie kobiet. W podobnych tekstach, jak chociażby w „Gugułach” Wioletty Grzegorzewskiej czy „Nieczułości” Martyny Bundy, powieściowym światom bliżej do kompletności. Za sprawą „Brzucha Matki Boskiej” ta konstelacja się poszerza. Ciekawie, choć miejscami tylko ciekawostkowo.
Marta Handschke, Brzuch Matki Boskiej, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018, s. 176