Własne pokoje
Recenzja książki: Virginia Woolf, Sylwia Chutnik, Karolina Sulej, „Własny pokój”
Wydany 90 lat temu „Własny pokój” Virginii Woolf należy do kanonu literatury feministycznej i wciąż jest ważnym punktem odniesienia. Woolf wskazywała na dwa warunki, które muszą być spełnione, żeby kobiety mogły się realizować: powinny mieć swój pokój (przestrzeń do działania, rozumianą też dosłownie) i otrzymywać godne wynagrodzenie. To bardzo aktualne postulaty. „Własny pokój”, który właśnie się ukazuje, jest polskim wkładem do historii równouprawnienia i zrzucania gorsetu: tradycji, stereotypów, własnych ograniczeń. Jeden z czytelników napisał – co wyszukała Sylwia Chutnik – że kolejne książki feministyczne są jak przypisy do „Własnego pokoju”. Celnie. Ta książka też jest zbiorem takich przypisów – snutych przez Chutnik i Karolinę Sulej opowieści o współczesnych kobietach, które próbują robić swoje. Wśród nich Edyta Bartosiewicz, przez lata nieobecna na scenie, która gorzko tu wyznaje, że nie miała ze sobą kontaktu. Ostatni album wydała już własnym sumptem, odżyła. Jest i niezwykle barwna Katarzyna Kozyra, dziś kultowa postać polskiej sztuki, ale z początku – w czasach słynnej „Piramidy zwierząt” – wyśmiewana i lżona. Wszystkie te spowiedzi są jak manifest i apel do młodych kobiet, żeby walczyły o swoje, ale i do mężczyzn, żeby się jeszcze posunęli. To też hołd złożony samej Woolf. Zajmujący drugą część książki oryginalny „Własny pokój” świadczy bezsprzecznie o jej geniuszu. A świetny przekład Agnieszki Graff w ogóle się nie zestarzał.
Virginia Woolf, Sylwia Chutnik, Karolina Sulej, Własny pokój, przeł. Agnieszka Graff, Wydawnictwo OsnoVa, Warszawa 2019, s. 254