Jest nieźle: wynajmuje pokój w miasteczku, które nazywa się Wesoła; przywozi matkę; zaprzyjaźnia się z sąsiadką. Kobieta ma upośledzoną córkę, z którą spędza dnie w podmiejskim pociągu. Córka śpiewa, matka zbiera pieniądze do płóciennego woreczka. Dziewczyna ma długą, cienką szyję, małą główkę przechyla na bok i śpiewa kołysankę Brahmsa z polskimi słowami:
jutro znów, jak Bóg da, wstaniesz wesół i zdrów...
Głos ma wysoki, wibrujący, nieskazitelnie czysty. Przez magazyn dekoracji teatralnych wynosi z getta trochę pościeli, zawiązuje tobół i rikszą rusza na dworzec.
Na rogu Świętokrzyskiej i Nowego Światu stoi policjant. Obrzuca ją uważnym spojrzeniem. Daje znak i riksza podjeżdża do krawężnika. Policjant wsiada, mówi coś kierowcy... Skręcają w Chmielną... Zatrzymują się przed hotelem „Terminus”. Policjant każe jej wejść. Bierze w recepcji klucz, w pokoju uśmiecha się domyślnie – Żydóweczka, co? Rozbieraj się.
Rozbiera się. Policjant odpina pas z kaburą, zdejmuje mundur. Popycha ją w stronę łóżka. Oddycha chrapliwie, głośno,długo, czuć go papierosami i potem. Myśli: zażąda pieniędzy? zawiezie na komisariat? spyta o adres?
Policjant nieruchomieje. Myśli: pojedzie do Wesołej? zastanie matkę? Policjant wstaje. Ubiera się. Czesze przed lustrem wąsy i włosy. Mówi: ubierz się. Wyjdź. Wsiadaj. Widzisz, jakie masz szczęoecie? Na przyzwoitego człowieka trafiłaś... Salutuje i zawraca w stronę Nowego Światu. Rikszarz pyta: na dworzec?
W pociągu spotyka sąsiadki. Dziewczyna śpiewa – jutro znów, jak Bóg da... Wrzuca im do płóciennego woreczka całe pięć złotych. Z radości: nie zażądał, nie zawiózł, nie spytał.