Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Długa droga w dół"

 
MARTIN

Czy potrafię wytłumaczyć, czemu chciałem skoczyć z najwyższego piętra wieżowca? Pewnie, że potrafię. Nie jestem, cholera, idiotą. Potrafię, bo to wytłumaczalne. Była to logiczna decyzja, wytwór pewnej myśli. Myśli skądinąd niecałkiem poważnej. Nie kaprysu, ale też - niczego szczególnie  trudnego albo męczącego. Powiem tak: wyobraźcie sobie, że jesteście, no nie wiem, na przykład zastępcą dyrektora banku w Guildford. I od jakiegoś czasu myślicie o emigracji. I wtedy proponują wam kierowanie bankiem w Sydney. Cóż, nawet jeśli decyzja wydaje się oczywista, to chyba byście musieli trochę się zastanowić, prawda? Pomyśleć chociażby nad tym, czy wytrzymalibyście  przeprowadzkę, zostawili kolegów i przyjaciół, wysiedlili żonę i dzieci. Moglibyście usiąść i spisać na kartce wszystkie plusy i minusy. No, wiecie:

MINUSY - starzy rodzice, przyjaciele, klub golfowy.

PLUSY - większe pieniądze, wyższa jakość życia (dom z basenem, grill, itd.), morze, słońce, zero zakazów emisji ”Baa-Baa Black Sheep”, zero dyrektyw Unii Europejskiej w kwestii angielskich wędlin, itd.

Sprawa raczej nie podlega dyskusji. Klub golfowy! Bez przesady. Oczywiście,  pomyślelibyście chwilę o rodzicach w podeszłym wieku, ale tylko chwilę, i to krótką. Dziesięć minut później wydzwanialibyście po biurach podróży.

Tak to wyglądało w moim przypadku. Po prostu nie miałem wystarczających powodów do żalu - a powodów, by skoczyć, aż nadto dużo. Na mojej liście minusów ważne były tylko dzieciaki, ale tak czy siak nie wyobrażam sobie, żeby Cindy pozwoliła mi je znów widywać. Nie mam rodziców w podeszłym wieku i nie grywam w golfa.

Reklama