Pierwszy dzień szkoły zaczął się apelem. Dyrektorka odtworzyła z pamięci fragmenty przemówienia telewizyjnego z 13 grudnia, przypominając o godzinie milicyjnej, zakazie strajków, doraźnym sądownictwie i militaryzacji głównych działów gospodarki. Obowiązywało „ścisłe przestrzeganie regulaminu szkolnego”, noszenie fartuchów z przyszytą do rękawa tarczą z numerem szkoły, zakazane było wszczynanie na terenie szkoły sporów o treści politycznej, przypinanie znaczków i oporników.
Mocowali je tak, żeby napis „Solidarność” był widoczny, gdy odchylali klapę kołnierza. Mania owinęła pierścionek od Mickiewicza kawałkiem bandaża, chociaż Hanka prosiła ją, żeby go zdjęła i schowała w bezpiecznym miejscu. „To przecież opornik! Nie wiedziałaś?!”
Od Magdy dowiedziały się, że ojciec Krzysi nie wrócił z zagranicznego koncertu, bo dowiedział się, że w Polsce ogłoszono stan wojenny. Przez to jej matka straciła zaufanie pracodawców i zniknęła z wizji.
– A Krzysia? – zapytała Beata.
– Matka przeniosła ją do liceum z internatem w Szymanowie. Same dziewczyny, pilnowane przez zakonnice! – roześmiała się Magda.
Beata chciała jeszcze o coś zapytać, ale Hanka pociągnęła ją za rękaw:
– A jej kiedy zamierzasz wreszcie powiedzieć? – mruknęła, wskazując Agnieszkę.
Beata wzruszyła ramionami. Nie miała siły teraz się nad tym zastanawiać. Ciągle myślała o ojcu, od którego nie miały żadnych wiadomości. To nie był dobry moment, sprawa Agnieszki mogła poczekać. Ale Hanka już trąciła pozostałe.