Następnego dnia okręt popłynął do Gdyni. Tam dowódca zezwolił na krótki czas całej załodze opuścić pokład. Na pobyt w mieście każdy miał dwie godziny. Romanowski po uporaniu się z wypłaceniem załodze żołdu, udał się natychmiast do swojego mieszkania. Zaniósł brudną bieliznę. Żona zgodnie z jego radą wróciła już do dzieci. W opustoszałym mieszkaniu ogarnęło go przykre uczucie osamotnienia. Wziąwszy więc ze sobą kilka słoików konfitur i marynat, szybko powrócił na okręt.
Ostatni dzień pokoju w służbie niczym nie różnił się od pozostałych dni. Niemal przez całą noc ładowano z lądu baterie okrętu. O godzinie 6.00 zarządzono pobudkę i przez dwie godziny porządkowano jednostkę. O 8.00 dowódca ogłosił zbiórkę na pokładzie, po czym podniesiono banderę. Po zmianie wachty nadal prowadzono zajęcia porządkowe, natomiast motorzyści udali się na specjalistyczne wykłady. Zmiana służby następowała regularnie co cztery godziny. Podczas pełnienia dyżurów przez każdą z wacht, co najmniej na godzinę włączano wentylację baterii. O świcie 1 września 1939 roku ORP Wilk znajdował się w basenie portu wojennego Gdynia-Oksywie. O godzinie 5.00 do Krawczyka zadzwonił dowódca Dywizjonu informując o niemieckim ataku na Westerplatte.
O godzinie 5.25 zarządzono pobudkę dla całej załogi. Od strony Gdańska słychać było złowrogie pomruki kanonady artyleryjskiej. Dokładnie o 5.39 na niebie pojawiły się trzy wodnosamoloty, które zgodnie z wcześniejszymi meldunkami miały należeć do Armii „Pomorze”. Jednakże szybko wyjaśniło się, że były to samoloty niemieckie. Tak wspominał Romanowski ten pierwszy kontakt z wrogiem:
Stałem właśnie na molo oparty o dźwig torpedowy i rozmawiałem z porucznikiem Pieńkowskim, gdy usłyszałem odgłos silników lotniczych.