Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Kto to jest ten Jan Olik?"

 
Klubowe życie toczyło się, jak widać, własnym trybem, miało swój wewnętrzny rytm i zasady, stanowiło jakby wewnętrzne ciało ogólnego ciała przełomu wieków i ustroju. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że było to ciało równoległe i niezależne. Ciało obronno-ochronne, można rzec.

A my oto tutaj weszliśmy w to klubowe wewnętrzne życie z marszu, pominęliśmy drobiazgowy opis kształtowania się początków. Co więcej, wyszliśmy z założenia, że życie poetyckie nie ma ani początku, ani końca – jest boskie, jest po prostu boskie.

A jeśli chodzi o Jana Olika, to też raczej zostawiliśmy go bez początków, mamy tylko odrobinę jego początków – mamy na myśli jego początki jako takie, poetyckie początki oczywiście, ogólne – od czasu do czasu nawiążemy do nich, ale klubowe jego początki to jak najbardziej są jego początkami – początkami w czymś, co nie ma początku ani końca, co jest boskie, co jest po prostu boskie. No cóż, tak czasem bywa, że w czymś, co nie ma początku ani końca zaistnieje nagle czyjś początek i... nie, nie będziemy się rozwlekać, do rzeczy.

Co dwa tygodnie odbywały się w klubie warsztaty poetyckie. Pisać uczył Mariusz Dariusz Janusz Cynadryk-Nadryk. Pisać, znaczy ślizgać się i pływać. Opowiadał, jak sam nauczył się pi, znaczy ślizgać się i pływać. I: było jeszcze coś. Temat. Trzeba było znaleźć swój. Temat. Najlepiej jeden i tylko jeden. I ciągnąć od początków pisania, śli, pły, do końca życia. Do samej śmierci. Czytał swoje wiersze, zawsze podczas nauk tych, ten Mariusz Dariusz, Cynadryk. Miał temat swój. Czytał wciąż wiersze o makreli z zanieczyszczonych mórz. I przerywał czytanie, zawsze przerywał, patrząc w dal, zawsze patrzył w dal, w dal to znaczy na ściankę z gipsu odgradzającą salę od toalety, wspominał początki swego pi, znaczy śli i pły, zawsze wspominał, chwytał się różnych tematów.

Reklama