Nienawidziła bycia dzieckiem. Nienawidziła, kiedy jej mówiono, co może robić, a czego nie. Zachowanie, ubrania, sposób chodzenia, fryzura, czas jedzenia i czas snu, lektury, praca i odpoczynek – o tym wszystkim decydowali inni. Zrób to, tego nie rób, zostaw to, weź tamto, nie tak, teraz dobrze, nie ten, ten drugi. Życiem Messaliny rozporządzali dorośli – rodzice, krewni, nauczyciele.
Wśród jej rówieśniczek panowało przekonanie, że dzieciństwo to najpiękniejszy etap w życiu i dlatego trzeba się rozkoszować tym stanem tak długo, jak to tylko możliwe. Inne dziewczynki z niechęcią myślały o nie tak odległym dniu, kiedy zaczną krwawić i staną się kobietami, którym trzeba będzie szybko znaleźć odpowiedniego małżonka. Sama myśl o tym wydawała się im poniżająca i wstrętna.
Mesalina nie podzielała ich zdania. Nie mogła się doczekać dnia i godziny, kiedy w końcu będzie traktowana jak osoba dorosła. Była tylko kobietą, niestety, ale postanowiła w pełni to wykorzystać. Nie martwił jej fakt, że wkrótce będzie musiała wyjść za mąż; wiązało się z tym wiele korzyści: wizyty w teatrze, podróże, zakupy na targu, oczywiście zawsze w towarzystwie, a gdyby małżonek okazał się starym impotentem, mogłaby znaleźć sobie kochanka albo i kilku. Takich, którzy sprawdzą się w łóżku… Tak wyraziła się jedna z jej krewnych, która niedawno poślubiła podstarzałego wdowca.
– Ten stary dziad już nie sprawdza się w łóżku – szeptała stojącym dookoła kobietom. – Noc poślubna nie była niczym przyjemnym, zapewniam was. Ale na weselu wpadło mi w oko paru młodzieńców i chyba będę mogła na nich liczyć.
Na początku ośmioletnia Mesalina nie rozumiała, o czym mówią kobiety.