Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Pocałunki"

  
Uwielbiał spacerować nocą. Godziny, które dla innych miały smak snu, dla niego były gamą różnorodnych dźwięków. Czasami przystawał na rogu, aby wsłuchiwać się w oddalające się lub powracające kroki jedną lub dwie ulice dalej. Wyławiał głośne śmiechy przeradzające się w czułe szepty. Czuł bicie swojego serca wraz z rytmem kopyt koni ciągnących dorożkę po zaułkach starego miasta. Kochał te swoje nocne miejsca.

Dniem wszystko mijało. Uśmiercało się w niesłyszeniu.

Był piątek. Zbliżała się jedenasta w nocy. Skręcił w jakąś uliczkę. Szedł powoli. Zauważył przed oświetloną witryną jubilerską parę staruszków. Przystanął, przypatrując się im. Ona była niewielkiego wzrostu, lekko pochylona do przodu, wpatrywała się w wystawę. On, z owiniętym wokół szyi szalikiem, obejmował ją ramieniem. Pochyliwszy się, pocałował ją w skroń i czule wyszeptał:

— Już niedługo go wykupię, nie martw się.

— Nie musisz. I tak go długo nosiłam — odpowiedziała. — Nie możemy tak tutaj stać. Zmarzniesz. — Przecież wiesz, że w dzień nie mogę go oglądać, wstydzę się.

— Przyjdziemy tu znów jutro, obiecuję ci. — Ogarnął ją ramieniem, przytulił.

Zaczęli powoli odchodzić. Andrzej podszedł do rozświetlonej wystawy. Zastanawiał się, który pierścionek, bransoleta lub naszyjnik należał do tej kobiety. Jakie tajemnice i historie mają klejnoty pozostawiane przez dawnych właścicieli? Czyje ciepło noszą zamknięte w swoich niemych kamieniach?

Stojąc tak, zaczął gwizdać cichutko Błękitną rapsodię. Odwracając głowę w prawo, zauważył dziewczynę z owiniętą wokół głowy ciemną chustą. Miała buty na obcasach i dźwięk jej kroków momentami wpasowywał się dokładnie w rytm gwizdanej przez niego melodii.

Reklama