Tyś to przepędził precz sąsiadów
drapieżnych hordy nieprzejrzane,
A dzikie pustkowia nomadów
Zamienił w miasta, w bujne łany.
Tyś Morze Czarne pokrył okrętami,
I środkiem ziemi wstrząsnął piorunami.
Gawriił Dierżawin, Wodospad
„Każda godzina przynosiła jakiś nowy, fantastyczny przykład azjatyckich dziwactw księcia Potiomkina – pisał hrabia de Damas, który był świadkiem energicznej i twórczej działalności namiestnika południa pod koniec lat osiemdziesiątych XVIII wieku. – Przenosił gubernie, burzył miasta, aby zbudować je gdzieś indziej, zakładał nową kolonię lub nowy ośrodek przemysłowy i zmieniał władze guberni, a wszystko to w ciągu pół godziny, po czym całą uwagę poświęcał organizacji jakiegoś balu albo przyjęcia…”. Taki właśnie był książę w oczach przybyszy z Zachodu – zwariowany satrapa, który kazał budować miasta, jakby zamawiał suknie balowe dla swoich kochanek. Cudzoziemcy zawsze uważali, że „barbarzyńscy” Rosjanie, w przeciwieństwie do Niemców czy Francuzów, nie potrafią zrobić niczego porządnie. Dzieła Potiomkina muszą być więc dalekie od doskonałości. Kiedy się okazało, że jest inaczej, zazdrośni Europejczycy i rosyjscy wrogowie księcia wymyślili kłamliwą legendę o „wsiach potiomkinowskich”.
W ciągu piętnastu lat, które darował mu los, Potiomkin dokonał na południu istnych cudów. „Próbowano wyśmiewać się z miast i kolonii, które założył – pisał jeden z jego pierwszych biografów. – Mimo to zasługują one na podziw (...). Czas oddał sprawiedliwość naszym opiniom. Posłuchajcie podróżników, którzy widzieli Chersoń i Odessę”.