Tyś to przepędził precz sąsiadów
drapieżnych hordy nieprzejrzane,
A dzikie pustkowia nomadów
Zamienił w miasta, w bujne łany.
Tyś Morze Czarne pokrył okrętami,
I środkiem ziemi wstrząsnął piorunami.
Gawriił Dierżawin, Wodospad
„Każda godzina przynosiła jakiś nowy, fantastyczny przykład azjatyckich dziwactw księcia Potiomkina – pisał hrabia de Damas, który był świadkiem energicznej i twórczej działalności namiestnika południa pod koniec lat osiemdziesiątych XVIII wieku. – Przenosił gubernie, burzył miasta, aby zbudować je gdzieś indziej, zakładał nową kolonię lub nowy ośrodek przemysłowy i zmieniał władze guberni, a wszystko to w ciągu pół godziny, po czym całą uwagę poświęcał organizacji jakiegoś balu albo przyjęcia…”. Taki właśnie był książę w oczach przybyszy z Zachodu – zwariowany satrapa, który kazał budować miasta, jakby zamawiał suknie balowe dla swoich kochanek. Cudzoziemcy zawsze uważali, że „barbarzyńscy” Rosjanie, w przeciwieństwie do Niemców czy Francuzów, nie potrafią zrobić niczego porządnie. Dzieła Potiomkina muszą być więc dalekie od doskonałości. Kiedy się okazało, że jest inaczej, zazdrośni Europejczycy i rosyjscy wrogowie księcia wymyślili kłamliwą legendę o „wsiach potiomkinowskich”.
W ciągu piętnastu lat, które darował mu los, Potiomkin dokonał na południu istnych cudów. „Próbowano wyśmiewać się z miast i kolonii, które założył – pisał jeden z jego pierwszych biografów. – Mimo to zasługują one na podziw (...). Czas oddał sprawiedliwość naszym opiniom. Posłuchajcie podróżników, którzy widzieli Chersoń i Odessę”. Rzekome „wsie potiomkinowskie” to dzisiaj milionowe miasta.
Dwa razy w swojej historii Rosja dokonała skokowej ekspansji na południe: za panowania Iwana Groźnego, który przyłączył chanat astrachański i kazański, i za rządów Katarzyny II. Południowe podboje Katarzyny zaplanował i zrealizował Potiomkin – potwierdzali to Puszkin i inni. Serenissimus nie wymyślił tej polityki, bo, jak pisał historyk Kluczewski, kolonizacja była „podstawowym faktem w dziejach Rosji” Potiomkin jednak łączył w sobie twórczą myśl człowieka czynu z energią żołnierza i darem przewidywania właściwym mężowi stanu. On też połączył południe z północą. Podczas gdy za czasów Panina Rosja snuła projekty systemu północnego, za Potiomkina jej polityka zagraniczna została skierowana na południe.
Wkrótce po awansie na pozycję faworyta Potiomkin został namiestnikiem Nowej Rosji, Azowa, Saratowa, Astrachania i Kaukazu, ale pod koniec lat siedemdziesiątych XVIII wieku, a na pewno po przyłączeniu Krymu, w gruncie rzeczy współrządził wraz z carycą Cesarstwem Rosyjskim. Tak jak przed wiekami Dioklecjan zrozumiał, że imperium rzymskie wymaga dwóch cesarzy: jednego na wschodzie, drugiego na zachodzie, tak Katarzyna wyciągnęła wnioski z rozrostu swojego imperium i dała Potiomkinowi wolną rękę na południu Rosji. Od roku 1774 Potiomkin nieprzerwanie zyskiwał na znaczeniu – i przybierał na wadze. Był jakby stworzony do szerokich południowych stepów i dusił się na stołecznym dworze. Sankt Petersburg wydawał się zbyt mały dla niego i Katarzyny.
Władza Piotiomkina była ogromna. W Kolegium Wojennym odpowiadał za sprawy armii i wszystkich oddziałów nieregularnych, zwłaszcza Kozaków. Flota Czarnomorska, którą zaczął budować, podlegała nie admiralicji w Sankt Petersburgu, ale jemu jako wielkiemu admirałowi. Władza Potiomkina opierała się przede wszystkim na jego osobowości, jego dokonaniach, takich jak podbój Krymu, na obmyślaniu koncepcji i przeprowadzaniu ich – a nie tylko na intymnym związku z Katarzyną.
Serenissimus rządził jak imperator – nazwy i granice guberni zmieniały się, ale obejmowały w zasadzie wszystkie nowe ziemie przyłączone w latach 1774–1783, od Bohu na zachodzie do Morza Kaspijskiego na wschodzie, od Kaukazu i Wołgi po Kijów. Katarzyna z zasady nie powierzała faworytom tak wielkiej władzy – ale też stosunki łączące ją z Potiomkinem były jedyne w swoim rodzaju.
Potiomkin stworzył na południu własny dwór, który konkurował z dworem Katarzyny i dopełniał go. Niczym car troszczył się o lud, gardził szlachtą, nadawał rangi i majątki na podległych sobie terenach. Podróżował w otoczeniu iście królewskiej świty. W miastach witała go cała miejscowa szlachta i mieszczaństwo. Jego przybycie obwieszczano salwami armatnimi, wydawano bale na jego cześć. Potiomkinowi jednak przysługiwały nie tylko atrybuty monarchy. Wydając zarządzenia, czynił to w imieniu cesarzowej, zarazem jednak wymieniał swoje niezliczone tytuły i ordery – niczym król. Od jego poleceń nie było odwołania: podwładni, czy to ogrodnik, czy inżynier, mieli zwykle stopnie wojskowe i musieli być mu posłuszni jak żołnierze. „Zakresem władzy dorównywał najpotężniejszym królom – wspominał Wiegel. – Chyba sam Napoleon nie zdobył większego posłuchu”.
Książę lubił robić wrażenie zblazowanego – tak opisują go autorzy wielu pamiętników – ale była to tylko poza. W rzeczywistości ciężko pracował od świtu do nocy, co podkopało jego zdrowie. Był niczym szkolny prymus, który udaje, że nic nie robi, a naprawdę uczy się po nocach. Na początku lat osiemdziesiątych rządził przy pomocy swojej prywatnej kancelarii zatrudniającej przynajmniej 50 urzędników, między innymi specjalistów od prowadzenia korespondencji po francusku i grecku. Miał nawet własnego premiera – był nim niestrudzony Wasilij Stiepanowicz Popow, któremu Potiomkin, a potem cesarzowa ufali bezgranicznie. Popow, podobnie jak książę, grał w karty przez całą noc, przesypiał pół dnia, nigdy nie zdejmował munduru i nawet w środku nocy był na każde zawołanie księcia, który zazwyczaj z łóżka krzyczał: „Wasiliju Stiepanowiczu!” – tylko tyle: „Wasiliju Stiepanowiczu!”. Podczas gdy Popow był kanclerzem Potiomkina, równie niezmordowany Michaił Falejew, młody kupiec poznany podczas pierwszej wojny rosyjsko-tureckiej, został jego kwatermistrzem, budowniczym i współpracownikiem w gigantycznych przedsięwzięciach. Na portrecie Falejewa, ubranego w niebieski płaszcz z białym żabotem, widzimy zmęczone, bystre, niebieskie oczy w szczupłej, skupionej i zadbanej twarzy. Za wstawiennictwem Potiomkina Falejew został uszlachcony i dorobił się wielkiej fortuny, ale w przeciwieństwie do większości książąt-kupców był szanowany i uwielbiany w mieście, które zbudował wraz z Serenissimusem – w Mikołajowie. Prowadzili ożywioną korespondencję.
Potiomkin był stale w podróży, chyba że dopadło go akurat przygnębienie lub gorączka. Bez względu na to, jak wiele miast założył, gdziekolwiek się znajdował, czy sam w kibitce, oddalony o setki wiorst od swojej kancelarii, czy w pałacu – sercem południowego imperium była twórcza, choć udręczona i nie wolna od wad, osoba Potiomkina.
Kariera Serenissimusa zaczęła się od miłości do Kozaków i na niej skończyła. Najpierw zniszczył Kozaków zaporoskich, a potem odbudował ich wojsko w ramach armii carskiej. Nad dolnym Dnieprem, „za porohami”, czyli „poniżej bystrzy”, leżała niezwykła republika 20 000 zbrojnych Kozaków, tzw. Sicz Zaporoska. Kozacy panowali nad szerokim, pustym stepem na północ od Morza Czarnego. Byli ludźmi wolnymi – samo słowo Kozak pochodzi od tureckiego określenia człowieka wolnego. Jednakże, jak u większości Kozaków, Sicz Zaporoska była demokracją rządzoną twardą ręką przez wybieralnego atamana. Kozacy mieli własne prawa – zdrajcę na przykład wrzucano w worku do Dniepru. Zabójców związywano z trupami ich ofiar i zakopywano żywcem.
Kozacy zaporoscy pod wieloma względami różnili się od swoich pobratymców. Równie dobrze jak na koniu czuli się w 17-metrowych szybkich i zwrotnych, poruszanych wiosłami łodziach – tak zwanych czajkach. Podobno to oni pierwsi pływali pod wodą, używając piachu jako balastu i wydrążonej trzciny do oddychania. Kozacy zaporoscy nie mieszkali z kobietami. Te nie miały wstępu na sicz, czyli do obozu; chodziło o zachowanie dyscypliny, która u Kozaków stała na pierwszym miejscu. Zaporożcy byli „kawalerami na podobieństwo rycerzy maltańskich”, jak mówił Lew Engelhardt.
Ci „Kozacy na łodziach” mieli podkręcone do góry wąsy, wygolone głowy z długim osełedcem, nosili tureckie szarawary wyszywane złotem, jedwabne pasy, satynowe kaftany, wysokie czapy futrzane i turbany, zwykle ze strusimi piórami i insygniami zdobionymi klejnotami. Trudnili się wojaczką. Kiedy nie walczyli dla siebie, wojowali dla innych, czasem jako najemnicy. W połowie XVII wieku Kozacy zaporoscy, wypożyczeni przez króla Polski, bili się pod dowództwem księcia Kondeusza z Hiszpanami pod Dunkierką. W tym samym stuleciu flotylla kozackich czajek najechała i złupiła przedmieścia Konstantynopola.
Z czasem Kozacy stali się strażnikami granic rosyjskich, ale w 1774 roku ich niezależne, krnąbrne wojsko nie było już potrzebne do ochrony przed Turkami – a Sicz przeszkadzała Rosji w podbiciu ziem Tatarów krymskich. W czasie wojny północnej Kozacy ukraińscy pod dowództwem Mazepy wypowiedzieli posłuszeństwo Piotrowi Wielkiemu i przeszli na stronę Karola XII. Rozbójnicy kozaccy rozpoczęli rosyjsko-turecką wojnę w 1768 roku, a Zaporożcy kilka razy napadli i ograbili wojska rosyjskie zmierzające na front. Kozacy jaiccy i dońscy wsparli Pugaczowa. Podczas wojny z Turkami Potiomkin nawiązał specjalne kontakty z Siczą – był honorowym Kozakiem zaporoskim. W maju 1774 roku pisał z Carskiego Sioła do kozackich przyjaciół, że zdobył wielką władzę, i obiecywał, że „opowie [o nich] wszystko władczyni”. Ale zaraz po stłumieniu buntu Pugaczowa zmienił front, każąc Kozakom zaprzestać rozbojów oraz doradzając zniesienie Siczy i reorganizację wojska kozackiego. W istocie Kozacy byli sprawdzonymi sprzymierzeńcami państwa rosyjskiego – i mogli się przydać Potiomkinowi do skolonizowania i zagospodarowania nowych terenów.
Czwartego czerwca 1775 roku o świcie wojska rosyjskie pod rozkazami Potiomkina otoczyły Sicz. Kozakom postawiono ultimatum: albo się poddadzą, albo zostaną zniszczeni. Sicz, którą Potiomkin nazwał „głupią hałastrą”, skapitulowała bez walki. Książę napisał odezwę, którą ogłoszono 3 sierpnia 1775 roku jako manifest carycy. Katarzyna instruowała Potiomkina: „Należy wymienić w nim wszystkie ich awantury będące powodem, że tak szkodliwe społeczeństwo zostanie unicestwione”. Zaporożców nie unicestwiono – uwięziono tylko trzech przywódców, między innymi bogatego atamana koszowego Kalniszewskiego, którego osadzono w klasztorze na Wyspach Sołowieckich na Morzu Białym. Zostali przesiedleni tak jak Kozacy astrachańscy, ale wielu zbiegło do Turcji, by zaciągnąć się na służbę u sułtana. W latach osiemdziesiątych XVIII wieku Potiomkin próbował ich nakłonić do powrotu. Rozprawiono się nie tylko z Siczą. Wojsko jaickie przeniesiono i zmieniono mu nazwę; również Kozaków dońskich zreorganizowano i podporządkowano bezpośrednio Potiomkinowi, który mianował nowego atamana i komitet mający kierować sprawami cywilnymi. Wszechpotężny ataman doński, Jefriemow, został aresztowany, ale potem Potiomkin chronił jego i jego rodzinę.
Serenissimus natychmiast zaproponował sformowanie z lojalnych Kozaków zaporoskich specjalnych pułków. Po powstaniu Pugaczowa Katarzyna bała się Kozaków, toteż Potiomkin grał na zwłokę, udało mu się jednak zbudować flotylle kozackie na Morzu Kaspijskim i Azowskim. Kozaków traktował tak dobrze, że szlachta rosyjska szemrała, iż się w nich zakochał. Otaczał się wiernymi Zaporożcami. Nie pozwalał też wydawać panom chłopów, którzy zbiegli nad Don. Nic więc dziwnego, że zyskał miano „Opiekuna Kozaków”.
Mimo to Potiomkinowi zawsze wytyka się, że zniszczył Sicz Zaporoską. Zarzut ten słychać zwłaszcza na dzisiejszej Ukrainie, gdzie Sicz uchodzi za prekursorkę państwa ukraińskiego. Jednakże to upadek powstania Pugaczowa przesądził o losie Siczy i innych wojsk kozackich. Ich ziemie były niespokojne, niezagospodarowane i stały na drodze rosyjskiej ekspansji na południe. Likwidacja Siczy umożliwiła przyłączenie Krymu. Serenissimusa piętnuje się za ogołocenie z kosztowności zaporoskich cerkwi i rozdanie ziemi swoim podwładnym – ponieważ jednak nie był tam osobiście, polecił generałowi Tekelyemu zrobić spis wszystkich naczyń liturgicznych i przekazać je Cerkwi (większość tych kosztowności została tak czy owak ukradziona). Sens aneksji polegał na rozdaniu i zagospodarowaniu ziemi. Potiomkin osadził na niej Greków, którzy walczyli pod dowództwem Orłowa-Czesmienskiego, a później chłopów z dóbr państwowych z głębi Rosji, i zaczął wznosić twierdze, aby zapewnić im ochronę. Jeden z historyków twierdzi wręcz, że to dzięki zagospodarowaniu ziem kozackich Rosja zapewniła sobie dostawy żywności, które umożliwiły jej pokonanie Napoleona w 1812 roku.
Trzydziestego pierwszego maja 1778 roku Katarzyna zatwierdziła Potiomkinowski plan założenia nad Morzem Czarnym portu o nazwie Chersoń. W tej dźwięcznej nazwie pobrzmiewały marzenia Potiomkina o mieszkańcach starożytnego Chersonezu. Założenie miasta umożliwił pokój z Turcją i likwidacja Siczy Zaporoskiej. Nakazano budowę portu. Z całego kraju sprowadzono cieśli. 25 lipca książę mianował gubernatorem jednego z oficerów admiralicji – Iwana Hannibala. Potiomkina urzekły zapewne osobliwe losy tego człowieka i jego związki z Piotrem Wielkim.
Był to Mulat, najstarszy syn Abrahama Hannibala, słynnego Murzyna Piotra Wielkiego, księcia abisyńskiego kupionego w Stambule dla cara. Car, z oczywistych powodów, nazwał swego Murzyna imieniem wielkiego przeciwnika Scypiona Afrykańskiego, wykształcił i awansował, był też ojcem chrzestnym jego syna Iwana. Puszkin, który napisał (nieukończoną) powieść Murzyn Piotra Wielkiego, był wnukiem brata Iwana Hannibala. Dziad Puszkina, Osip Hannibal, był biedny, toteż matka poety na dobrą sprawę wychowała się w domu pierwszego gubernatora Chersonia. Iwan Hannibal czuł się równie dumny ze swego pochodzenia jak Puszkin. Umarł w 1801 roku, a na jego grobie wyryto: „Znużył go skwar afrykański, chłód ostudził jego krew” Portret Iwana wiszący w Muzeum Historycznym w Chersoniu dowodzi, że po swoim murzyńskim ojcu wziął on ciemną skórę i abisyńskie rysy, a po rosyjskiej matce – proste włosy i krępą sylwetkę.
Pierwsze miasto założone przez Potiomkina miało być bazą jego Floty Czarnomorskiej, która na razie stacjonowała w małych portach nad Morzem Azowskim, oraz punktem przeładunkowym dla śródziemnomorskiego handlu. Założenie portu w tym miejscu było trudną decyzją, ponieważ dzięki zdobyczom z 1774 roku Rosja uzyskała tylko bardzo ograniczony dostęp do Morza Czarnego – przez Dniepr, jedną z wielkich dróg wodnych Rusi, uchodzący do Morza Czarnego płytkim ujściem zwanym limanem. Na cyplu, na końcu ujścia, Potiomkin zbudował niewielką twierdzę o nazwie Kinburn. Turcy jednak utrzymali leżącą po drugiej stronie twierdzę Oczaków, która panowała nad cieśniną. Trudno było znaleźć miejsce nadające się na przystań, a zarazem dogodne do obrony. Inżynierowie opowiadali się za Głuboką Pristanią, ale ponieważ nie nadawała się ona do obrony, Potiomkin wybrał teren położony w górze rzeki, gdzie stała już twierdza o nazwie Alexanderschanze. Wyspa na rzece stanowiła osłonę dla portu i doków. Z powodu bystrzy trudno było tam dotrzeć bez użycia specjalnych pontonów, a łacha ciągnąca się poniżej miasta utrudniała dostęp do morza. Co gorsza, Chersoń leżał między rozprażonymi stepami i bagnistymi rzekami, tysiące wiorst od najbliższego tartaku, nie mówiąc o magazynach żywności.
Przeszkody były ogromne, lecz Potiomkin po kolei pokonał je i zbudował miasto. Nikt w Sankt Petersburgu nie wierzył, że mu się uda. Nie bez powodu Katarzyna pisała do księcia: „Chersoń nie powstanie bez Ciebie”. Jeszcze przed położeniem pierwszych fundamentów zaczęła narastać atmosfera zawiści, która miała zniszczyć Potiomkinowi reputację. „Założenie Chersonia stanie się sławne – złościł się Zawadowski. – Jego twórca jest zachwycony swoim projektem i forsuje go”. Nie mylił się: Potiomkin nieomal siłą woli stworzył miasto, bez litości poganiając Hannibala. W sierpniu Mulat zorganizował 12 zespołów roboczych i zakupił drewno nad górnym Dnieprem w rosyjskiej Białorusi i w Polsce. Wszystko miało być spławione rzeką do Chersonia.
Potiomkin najął 500 cieśli i tysiące robotników, założył stocznię i sporządził plan miasta. Pierwsze okręty wojenne zaczęto budować w maju 1779 roku, w 1781 roku w budowie były dwa następne. Serenissimus postanowił zatrudnić żołnierzy, którzy zbudowali sobie drewniane koszary, z początku używając plecionki obrzucanej gliną. Potem do pracy w kamieniołomach sprowadzono 1000 więźniów Z kolei kupcowi Falejewowi zaproponował udział w przyszłych zyskach z handlu z Chersoniem w zamian za wysadzenie skalistych bystrzy Dniepru. Falejew przyjął ofertę, a Potiomkin dostarczył mu prochu. W 1783 roku niektóre statki dopływały już do Chersonia. W nagrodę książę uszlachcił Falejewa i awansował go na majora.
Krytycy Potiomkina twierdzili, że zbudowano niewiele, a to, co zbudowano, spartaczono – i historycy im uwierzyli. Na szczęście wysoko urodzeni obywatele Zachodu, odwiedzający Rosję, spotykali w Sankt Petersburgu Potiomkina, który zawsze kierował ich do Chersonia. Jednym z pierwszych był młody inżynier angielski Samuel Bentham, brat twórcy utylitaryzmu Jeremy’ego. Przez pięć lat współpracował on z Potiomkinem. W 1780 roku naliczył w Chersoniu 180 domów i widział, jak buduje się tam 64-działowy liniowiec i pięć fregat. Był zachwycony: „Wybrał to miejsce zaledwie dwa lata temu, kiedy nie było tam nawet chaty” Drewno, zauważał, trzeba spławiać aż z miejscowości położonej na terenie Polski. Nazwa tej miejscowości – Czarnobyl – stanie się później słynna na cały świat.
Kolejnym nieustraszonym Anglikiem, i przyjacielem Samuela Benthama, był dwudziestokilkuletni Reginald Pole Carew, absolwent Oxfordu i właściciel majątku w Kornwalii. Potiomkin pokazał Carewowi swoje majątki i fabryki pod Sankt Petersburgiem, a potem zabrał go na południe. Czytając wciąż nie opublikowaną relację Carewa, odnosi się wrażenie, jakby autor pisał powieść albo robił szpiegowskie notatki. W chwili jego przybycia do Chersonia miasto składało się już z 300 domów. Oprócz dziewięciu pułków żołnierzy „miasto zamieszkują głównie polscy Żydzi i Grecy (…). Żołnierze, marynarze, chłopi są zatrudnieni przy budowie”. Carew zauważył wszakże, że prace przy fortyfikacjach prowadzone są zbyt pospiesznie „z obawy przed niezadowoleniem zwierzchników”. Księciu jednak powiedział taktownie: „To, co tu widzę, przechodzi ludzkie wyobrażenie”.
Potiomkinowi zależało na ożywieniu handlu w swoim wicekrólestwie. W 1781 roku Pole Carew omawiał sprawy handlowe z generałem Hannibalem i dwoma potentatami chersońskimi – Falejewem i Francuzem Antoine’em. Falejew założył Kompanię Czarnomorską do handlu z Turkami i niebawem zwodował swą fregatę, Borystenes. Miał też gospodarstwo hodowlane i zaopatrywał wojsko w mięso. Pole Carew obliczał, że przynosiło mu to pół miliona rubli rocznie. Anglik wymieniał towary, którymi handluje się w Chersoniu: wosk, powrozy, drewno, kamień; nie przepuścił okazji do zarobienia na handlu. „Pisze do pana chersoński bourgeois” – donosił księciu.
Antoine z Marsylii, późniejszy baron de Saint-Joseph, był chersońskim magnatem stoczniowym. W Sankt Petersburgu spotkał się z księciem i zaproponował mu stworzenie w Chersoniu faktorii handlowej i wolnego portu. Potiomkin był zachwycony pomysłem i prosił Katarzynę o „zniesienie wewnętrznych barier celnych i rozważenie zniesienia zewnętrznych”. Jakkolwiek Potiomkinowi zależało na współpracy z Wielką Brytanią, rozumiał, że to Francja trzyma w garści handel śródziemnomorski z Marsylii, co miało swoje polityczne następstwa. W 1786 roku Antoine powiedział Potiomkinowi, że w ciągu ostatniego roku z Marsylii przypłynęło 11 jego statków.
Mimo to Chersoń rodził się w bólach. Potiomkin, gdy tylko miał chwilę czasu, doglądał każdego szczegółu. 3 sierpnia 1783 roku pisał do swojego inżyniera w Chersoniu, pułkownika Gaksa: „Ponownie przypominam, że należy ukończyć budowę szpitala…”. 14 października: „Jestem zdziwiony, że mimo Waszych zapewnień, iż szpital skończony, jego budowa nawet się nie rozpoczęła”. Potem dodał: „Dziwi mnie, że czasami odwołuje się polecenia, chociaż je potwierdziłem”. Innymi słowy, jeśli budowa Chersonia była oszustwem, to Potiomkin padł jego ofiarą. Nie mógł jednak być wszędzie. Tydzień później kazał Gaksowi zbudować dwie łaźnie – „jedną dla zupełnie zdrowych, a drugą dla słabowitych…” – aby za pomocą higieny zwalczyć epidemię. Przypominał też: „Pamiętajcie o zbudowaniu browarów”. Hannibal i Gaks nie radzili sobie i Potiomkin chodził zgnębiony. W lutym następnego roku książę odwołał Gaksa i mianował na jego miejsce pułkownika Nikołaja Korsakowa, utalentowanego inżyniera wykształconego w Wielkiej Brytanii. Zatwierdził roczny budżet w wysokości 233 740 rubli, ale domagał się, aby wszystko zostało ukończone „jak najszybciej”, a zarazem było „trwałe” i „piękne w środku” Osobiście zatwierdzał każdy projekt, każdą fasadę – od szkoły po pałac arcybiskupa i własną rezydencję. Plany zaczęły nabierać kształtów.
Na panoramie Chersonia wiszącej w miejscowym muzeum widać główny plac miasta w formie, w jakiej zaprojektował go Potiomkin, z piękną bryłą soboru Świętej Katarzyny. W 1790 roku książę jeszcze go upiększył. Sprowadził na południe swego ulubionego architekta Iwana Starowa i zlecił mu „przebudowę sklepienia w soborze chersońskim” na wzór sklepienia w jego petersburskim pałacu, „a także przygotowanie miejsca pod dzwonnicę”. Architekt wykonał zlecenie. Kopuła i dzwonnica do dziś wyglądają tak, jak nakazał Potiomkin. Prostopadle do nich stoi pałac księcia.
Memoriały Potiomkina do podwładnych przeczą jego wizerunkowi, który wyłania się z relacji zachodnich podróżników. Pisał je człowiek świadom trudności, z którymi muszą się zmagać jego urzędnicy. Na pewno był wymagający, troszczył się o najmniejsze drobiazgi, ale chętnie wybaczał błędy. Wiedział doskonale, że w Chersoniu bardzo łatwo jest zapaść na zdrowiu. Z ówczesnych relacji wynika, że życie było tam upiorne. Pole Carew notował, że cieśle okrętowi przysłani z Sankt Petersburga i Kronsztadu „powymierali”. Kiedy przypłynęły okręty i w mieście pojawiło się mnóstwo żołnierzy z całego cesarstwa, szykujących się do zajęcia Krymu, powstała groźba epidemii. W 1786 roku kupiec francuski Antoine stracił braci i wielu pracowników. Chersoń „przypominał wielki szpital – widziało się tylko zmarłych i umierających”. Książę starał się panować nad sytuacją zdrowotną w mieście i nie dopuszczać do szerzenia się epidemii. Specjalną troską otaczał szpitale i browary (aby zapewnić dostawy wody pitnej), kazał nawet mieszkańcom jeść zieleninę, i osobiście werbował lekarzy do swoich szpitali.
Wszystko postępowało naprzód dzięki szalonemu entuzjazmowi człowieka, którego Katarzyna nazwała „młodym kolosem chersońskim”. Tylko jego zaraźliwa energia potrafiła przełamać gnuśność rosyjskich biurokratów. Po powrocie ze swego nowego miasta Potiomkin opowiadał Jamesowi Harrisowi „z zachwytem o klimacie, glebie i sytuacji w Chersoniu”. Jednakże każda wizyta ujawniała coraz to nowe błędy jego podwładnych. Dlatego wyjeżdżał coraz częściej i dlatego Katarzyna przyznawała, że wyniki jego podróży były warte poniesionych trudów, jakkolwiek bardzo jej go brakowało.
Często się mówi, że Potiomkin ukrywał błędy popełnione w Chersoniu. Prawda jest inna. Książę przyznał się Katarzynie do całego szeregu niepowodzeń. Zwolnił Hannibala – zapewne za to, że źle zbudował umocnienia. Wydano za dużo pieniędzy, drewna było zbyt mało, a to, które mieli, było spróchniałe. „O, Mateczko, co za bałagan i złodziejstwo w admiralicji!” Skwar panował nieznośny, tym bardziej, że nie było się gdzie przed nim schronić. „Nikt nie miał głowy do sadzenia drzew. Poleciłem to zrobić”. Brakowało specjalistów: „Przyślijcie potrzebnych urzędników zgodnie z załączoną listą. Za mało tu kowali. Posłałem po nich do Tuły”.
Miasto rosło. Kiedy w 1782 roku odwiedził je Kiriłł Razumowski, zdumiał się na widok kamiennych gmachów, twierdzy, okrętów wojennych, „rozległych przedmieść”, koszar i greckich statków handlowych: „Wyobraź sobie to wszystko, a zrozumiesz moje zdumienie, bo jeszcze niedawno nie było tu nic oprócz budynku, w którym chowa się ule na zimę”. Południowoamerykański rewolucjonista Francisco de Miranda, którego Potiomkin również na pewien czas przyjął pod swoje skrzydła, w grudniu 1786 roku miał okazję przyjrzeć się Chersoniowi. Twierdził, że miasto liczy 40 000 mieszkańców – 30 000 wojskowych i 10 000 cywilów. Było tam 1200 „bardzo dobrych domów z kamienną podmurówką”. Po śmierci Potiomkina angielska podróżniczka Maria Guthrie i pisarz rosyjski Sumarokow zachwycali się „ładnym miastem” z soborem Świętej Katarzyny, 14 cerkwiami, synagogą, 22 000 prawosławnymi mieszkańcami i 2500 Żydów.
Potiomkin wyciągnął wnioski z błędów popełnionych w Chersoniu. Chwalił się, że korzystając z pracy żołnierzy, oszczędził państwu wydatków, ale budżet pojmował na sposób carski, jak własną sakiewkę. Praca musiała być wykonana szybko, ale jeśli została spartaczona, kazał zaczynać od nowa: liczyły się wyniki, koszty nie miały znaczenia. Jednakże najlepszą odpowiedzią, którą można dać krytykom Potiomkina, jest dzisiejszy wygląd tego stoczniowego miasta.
Serenissimus zamówił dwie ikony do pięknej klasycystycznej cerkwi w Chersoniu – jedną świętego Jerzego, drugą świętej Katarzyny. Święty Jerzy z kopią i w rzymskim stroju wojskowym, z napierśnikiem i czerwoną peleryną, święta Katarzyna w złotej sukni i gronostajach. On spogląda w górę, ona patrzy wprost na nas. Święta Katarzyna przypomina cesarzową, a święty Jerzy jest niezwykle podobny do Potiomkina.
Jeśli likwidacja Siczy Zaporoskiej umożliwiła założenie Chersonia, to upadek chanatu krymskiego pozwolił Potiomkinowi na zagospodarowanie południa. Sprawił też, że Chersoń stał się w większym stopniu miastem handlowym niż bazą morską, ponieważ Krym miał wiele zatok, w których można było zbudować port. Chersoń leżał na skraju stepów, Krym tymczasem był czarnomorskim targowiskiem, cieplarnią i ogrodem warzywnym Konstantynopola.
Potiomkin i cesarzowa pragnęli pójść w ślady Piotra Wielkiego. Piotr odebrał Szwedom wybrzeże bałtyckie, zbudował flotę rosyjską i założył miasto nad Bałtykiem. Teraz Potiomkin odebrał Tatarom i Turkom wybrzeże Morza Czarnego, zbudował flotę i pragnął założyć własny Sankt Petersburg. „Petersburg nad Bałtykiem jest północną stolicą Rosji, Moskwa jest jej śródlądową stolicą, a Chersoń będzie południową stolicą mojej Pani” – pisał do Katarzyny. Znowu Chersoń! Oboje uwielbiali samą nazwę tego miasta.
Potiomkin doglądał budowy portu dla swojej floty. Achtiar, pisał do cesarzowej z Krymu w czerwcu 1783 roku, „jest najlepszą przystanią na świecie”. Tu miała się znaleźć nowa rosyjska baza morska i Potiomkin pospiesznie ufortyfikował ją i zbudował stocznię, zanim jeszcze przyłączył do Rosji cały chanat krymski. Rzecz jasna, nadał Achtiarowi grecką nazwę: Sewastopol. W „naturalnym amfiteatrze na zboczu wzgórza” niezwłocznie założył miasto i kazał Korsakowowi zbudować „silne umocnienia. Admiralicja musi być dogodnie położona dla wyładunku”, a przez półwysep ma prowadzić droga „tak dobra jak rzymska. Nazwę ją Drogą Katarzyny”. Inżynier pochwalił decyzję Potiomkina: „Wasza Wysokość wybrał najbardziej odpowiednie miejsce…”. Zaledwie cztery lata później, kiedy Potiomkin odwiedził miasto z przyjacielem Francisco de Mirandą, ten naliczył „14 fregat, 3 liniowce z 66 działami i kanonierkę”. Miranda od razu dostrzegł zalety nowego miasta Potiomkina: w porcie mogła cumować flota złożona z „ponad stu okrętów”. W razie klęski można ją było wyremontować w ciągu tygodnia. Niedługo po śmierci Potiomkina Maria Guthrie nazwała Sewastopol „jednym z najwspanialszych portów na świecie”. Do dziś pozostaje on największą bazą morską Rosji (i Ukrainy).