Tego dnia obudziłem się wcześnie. Mimo jesiennej aury słońce świeciło, układając się przejrzystymi snopami na kraciastej, uszytej własnoręcznie przez moją babcię, kołdrze. Kurz nie unosił się w powietrzu dzięki trudowi bliskich mi kobiet.
Pomyślałem o rodzicach, a zwłaszcza o ojcu, który z pewnością od przynajmniej od godziny szykuje się do wyjścia, bawiąc przy okazji naszego psa. Mój ojciec pracuje w miejskim przedsiębiorstwie oczyszczania. Czystość naszego miasta jest zasługą właśnie takich cichych, łagodnych ludzi jak on, kochających zwierzęta i z radością podchodzących do życia.
Przez chwilę zastanawiałem się, skąd wziął się mój nadspodziewanie dobry humor. Ależ tak, wszystko jasne! Dzisiaj poniedziałek.
Po niedzieli wypełnionej słodkim nieróbstwem i obiadem u dalszej rodziny, po spacerze z moją narzeczoną romantycznymi alejkami, wciskającymi się pomiędzy zabytkowe wieżowce z wielkiej płyty (pozwoliła mi się pocałować!), wreszcie udam się do „Wiadomości Podlasia”, gdzie - jak wiecie - pracuję.
Nie miałem dotąd okazji, przedstawić ludzi, którzy uczą mnie, jak być dobrym obywatelem. Wiem, że ich wrodzona skromność każe zastanowić się nad moim tekstem, ale - mam nadzieję - zadrży strudzona ręka i nie skreśli akapitów im poświęconych.
Przede wszystkim Naczelny, który jest naszym dobrym duchem. Drzwi do jego gabinetu stoją otworem o każdej porze dnia i nocy. Mimo czoła znaczonego subtelnymi zmarszczkami, zachował w sercu młodzieńczą otwartość na świat i zapał do pracy. Nieraz dochodzi do nas jego perlisty śmiech - znak, że rozmawia z szanowną małżonką, bawiącą go opowieścią z któregoś z balów charytatywnych.
Nie mogę nie wspomnieć pani Stanisławy, siedzącej niemal na wprost mego biurka.